środa, 2 kwietnia 2014

One Part - Telegram


*XIX wiek*

Była jasna, lśniąca od gwiazd noc. Nad bezmiernym płaskowyżem zamkniętym z jednej strony postrzępionymi szczytami gór, rozpostarło się niebo ogromne i milczące.
Tam właśnie w górach, niewidoczny dla tego, kto nie zna drogi, wznosił się Ogród Księdza Gianni: potężny kasztel usytuowany na skale wraz z cytadelą. Blankowe mury, łuki, schody i studnie cisnące się do siebie jak przestraszone dzieci. Przez okna z drobnych szybek oprawionych w ołów wpadał do zamku wiatr i hulał po pustych, długich korytarzach. Wydawało się, że zamek cichutko drży. Przez kraty w ziemi pobłyskiwała świetliście woda. W rozpalonych kominkach żarzyły się drwa. Z kominków leniwie unosiły się smugi dymu.
Z odległego okna zamku przenikało silne światło, wskazujące na wielką komnatę oświetloną wieloma świecami. Jakiś mężczyzna stojący przy parapecie spoglądał w zadumie na ciąg arkad wybiegający poza dziedziniec. Ponownie odczytał wiadomość przesłaną mu na długim kawałku materiału.

Drogi Leonie!
Odwiedzą Cię w najbliższym czasie niechciani goście z Brazylii.
Każ pilnować strażnikom bramy od strony wschodu.
Oboje wiemy, że zamek Twojego ojca zostanie doszczętnie zniszczony, więc radziłbym Ci wyruszyć do Argentyny, w celu odnalezienia schronienia przed armią wroga.
Będę czekał w czwartek o 9 rano w okolicach Buenos Aires.
Twój serdeczny przyjaciel.
Peter.

Świece w komnacie zadrżały, sygnalizując, że ktoś otworzył drzwi. Mężczyzna rozpoznał chudą sylwetkę swojej asystentki, Violetty.
Mężczyzna od dawna był zakochany w swojej przyjaciółce jak i asystentce. Lecz bał się jej wyznać swoje uczucia. Chociaż był synem jednego z najbogatszych i najodważniejszych panów, bał się reakcji uroczej dziewczyny, która codziennie sprawiała mu radość własną obecnością.
- Twoje ostrzeżenie się potwierdziło – odezwała się brunetka – Żołnierze zatrzymali kilku intruzów.
- Ilu? – zapytał.
- O ile wiem, to sześciu.
- Sześciu? – szepnął w zamyśleniu – Musimy zatem oboje wyruszyć. I obawiam się, że to będzie długa podróż.
- Gdzie musimy się udać? – zapytała niepewnie.
- Peter powiadomił mnie w telegramie, że najlepiej będzie gdy schronimy się w Argentynie.
- W Buenos Aires?
- Tak… Nie wiem czy jest to najlepszy pomysł, ale nie mamy innego wyjścia.
- Rozumiem. Po prostu wiesz, że to miasto nie przywołuje mi najlepszych wspomnień – powiedziała i uroniła łzę.
Brunet nic nie powiedział, tylko przytulił swoją przyjaciółkę.
- Spakuje swoje rzeczy – odparła po chwili i wyszła z pomieszczenia.
Mężczyzna zgasił świece, zostawiając tylko jedną. Przesunął na ścianie arras, wsunął ostrożnie rękę w niszę tak, aby nie dotknąć żadnej z pułapek tu zastawionych i wyciągnął drewniane pudełko ozdobnie intarsjowane. Otworzył emaliowany zamek.
W środku było dużo kluczy, wszystkie z główką w kształcie zwierząt. Ale brakowało czterech: z aligatorem, dzięciołem, żabą i jeżozwierzem.
Zdziwił się – Jak to możliwe? – spytał sam siebie, sprawdzając jeszcze raz pudełko.
Nie umiał sobie odpowiedzieć. Zgasił ostatnią świeczkę i opuścił pomieszczenie.

~*~

Wraz z kobietą opuścili zamek, zostawiając go z pootwieranymi komnatami. Dlaczego? Otóż jak wspomniano wcześniej, brakowało kilku kluczy, którymi można było zamknąć tajemne pomieszczenia.
- O czym myślisz? – spytała brunetka wsiadając na swojego konia.
- O kluczach… Brakuje kilku do kompletu.
- Ale jak to brakuje?
- Nie mam pojęcia. Jeszcze wczoraj były wszystkie – odparł i także wsiadł na swojego konia.
- Zgubiłeś je?
- Nie.
- To gdzie są?
- Nie wiem!
- Jak możesz tak nie dbać o rzeczy!?
- Nie interesuj się, to nie Twoje klucze!
- Ale są ważne. Wiesz, że zostawiłeś otwarte wszystkie komnaty. A co z biblioteką? Są tam wszystkie księgi i mapy geograficzne, na których rysowałeś trasy podróż i plany ataków. A co jeśli wrogowie je znajdą?
- Jesteśmy skończeni. Znajdą trop i po nas… - powiedział zasmucony.

~*~

Po pięciu godzinach jazdy, zmęczeni, zatrzymali się przy starej stacji kolejowej, która była już nieczynna z powodu naprawy torów.
Przywiązali konie i usiedli na małej ławce spoglądając na gwiazdy.
- Lubisz mnie jeszcze?
- Nie.
- Myślisz, że jestem ładna?
- Nie.
- Jestem w twoim sercu?
- Nie.
- Płakałbyś gdybym odeszła?
- Nie.
W oczach Violetty zagościło mnóstwo łez. Chciała odejść, ale mężczyzna złapał ją za nadgarstek.
- Nie lubię Cię, kocham Cię. Dla mnie nie jesteś ładna, tylko piękna. Nie jesteś w moim sercu, jesteś    moim sercem. Nie płakałbym za Tobą, tylko umarłbym z tęsknoty.
Brunetka wtuliła się w jego ciepły tors i wyszeptała: Kocham Cię. A on złączył ich usta w pocałunku.

~*~

León przeglądał strony starego albumu, do którego wklejał artykuły z gazet i fotografii, gdy był jeszcze młodym chłopcem. Kiedy miał już zamknąć album, wyleciała z niego nieduża kartka. Gdy ją odwrócił ujrzał zdjęcie z własnego ślubu. Uśmiechnął się mimowolnie.
Nagle usłyszał wołanie swojej małej córeczki. Odłożył album na półkę i ruszył do pokoju dziecka, gdzie jego żona – Violetta robiła porządki.
- Coś się stało? – zapytał przejęty.
- Patrz co znalazłam! – odpowiedziała uśmiechnięta i podała mu trzy klucze z główkami zwierząt.

---
Macie taki średniowieczny opek ;D Jakoś mnie naszło.
Podziękujcie autorowi książek Ulysses More :)
Rozdział 27 prawdopodobnie jutro.
Besos,
Mechi ;**

5 komentarzy:

  1. Cudeńko !!! :* Super ! , rewelacyjny OP
    czekam na next !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny OP
    Twój blog jest niesamowity :)
    Masz talent do pisania .

    OdpowiedzUsuń
  3. Boskii OP <3
    Bardzo mi się podoba twój blog :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina