poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział #12




Jechaliśmy już około godziny. Zmęczona oparłam głowę o ramię mojego chłopaka. Powieki same mi się przymknęły. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Obudził mnie ciepły oddech na mojej szyi. Otworzyłam swoje oczy i zobaczyłam brązowe tęczówki patrzące się we mnie.
- Kochanie, wstajemy.
- Gdzie jesteśmy? – zapytałam i wyszłam z auta. Rozejrzałam się w około. Szosa, którą prawdopodobnie przyjechaliśmy ciągnęła się daleko w głąb lasu. Obok stałą wielka chata, z której komina leciał dym. Wokół domu stało średniej wysokości ogrodzenie. Płot był pomalowany na biało, pięły się po nim różowe i czerwone róże. Otoczenie wyglądało bardzo ładnie i przyjaźnie.
- Leon, po co tu przyjechaliśmy?
- Zaraz się dowiesz – powiedział z uśmiechem. Zamknął auto i wziął mnie za rękę. Gdy znajdowaliśmy się już pod drzwiami chaty, mój chłopak zapukał i otworzyła mu kobieta około pięćdziesiątki.
- Witaj Leon – uśmiechnęła się kobieta.
- Cześć ciociu – przytulili się – To jest moja dziewczyna Violetta. Violu to jest moja ciocia Marlene – przedstawił nas sobie.
- Bardzo mi miło – kobieta także mnie przytuliła i wpuściła nas do środka.
- Zapraszam Was do tego pomieszczenia – otworzyła nam drewniane drzwi do wielkiego pomieszczenia w którym stały… gliniane przedmioty?
- Będziemy lepić z gliny – szepnął mi na ucho Leon.
- Chyba Cię coś – odszepnęłam mu.
Usiadłam przed jedną z maszyn, dostałam miskę z wodą i glinę. Nawet nie wiedziałam, co mam robić.
Verdas chyba zauważył moje rozkojarzenie i usiadł za mną na stołeczku. Objął moje ręce i nacisnął pedał maszyny. Talerz na którym była glina zaczął się obracać, a Leon moimi rękoma formował jak się domyślam wazon. Co chwilę obmywaliśmy ręce wodą, aby lepiej uformować wazon.
Po kilku minutach pracy udało nam się stworzyć przedmiot. Wazon wstawiliśmy do wielkiego pieca, a sami poszliśmy się umyć.
- Dziękuję – powiedziałam myjąc dłonie.
- Ale za co?
- Za to, że pomogłeś mi się tym obsłużyć – zaśmiałam się.
- Nie ma za co.
Wyszliśmy z łazienki i powędrowaliśmy do kuchni, w której znajdowała się Marlene.
- Jesteście głodni? – zapytała
- Ni… -
- Ach to dobrze! Zaraz będzie kolacja!
- Spokojnie, ciocia tak zawsze – szepnął mi na ucho Leon.
Usiedliśmy do drewnianego stołu przykrytego obrusem w kwiaty. Marlene poustawiała talerze, sztućce i kubki. Nalała do kubków gorącej herbaty, dostawiła chleb, szynki i różne warzywa na tacce. Dosiadła się do nas i zaczęliśmy jeść. Powiem, że taka lekko swojska kolacja dobrze mi zrobiła.
Wstałam od stołu i podziękowałam. Pomogłam pozmywać cioci Leona. Trochę sobie porozmawiałyśmy. Oczywiście przerwać nam musiał Leon, który zawołał mnie z drugiego pomieszczenia. Jak się okazało nasz wazon był już gotowy do pomalowania. Wzięliśmy pędzle i farby i pomalowaliśmy nasz przedmiot.
- Violu.
- Słucham?
- Masz coś na nosie.
- Co? Gdzie?
- Tutaj – powiedział i umazał mnie zieloną farbą.
- Osz ty! – oczywiście mu się odpłaciłam i pobrudziłam mu cały policzek różową farbą.
W rezultacie byliśmy cali brudni i znowu musieliśmy pójść się umyć.
- Będziemy się zbierać?
- Tak, chodź.
- Ciociu, musimy już jechać. Jest późno.
- Bardzo dziękujemy za kolację – dodałam.
- Ależ nie ma za co. Zapakuję Wam jeszcze wazonik…
Marlene owinęła nasz wazon papierem i włożyła w reklamówkę. Podała ją Leonowi. Pożegnaliśmy się z nią i ruszyliśmy do auta. Leon schował torbę do bagażnika i usiadł na miejscu kierowcy. Odpalił samochód i włączył radio. Oparłam głowę o szybę i wsłuchiwałam się w muzykę lecącą z radia. Tym razem nie spałam, choć jechaliśmy około dwóch godzin. Znajdowaliśmy się już pod domem, więc wysiadłam z auta.
- Leoś – podeszłam d o chłopaka, który opierał się o pojazd.
- Hm?
- Zostaniesz ze mną? – zapytała wtulając się w jego tors.
- A chcesz?
- Bardzo.
- Mogę zostać, ale jest jeden warunek.
- Jaki?
- Śpię z Tobą.
- Okej… - odparłam lekko zdziwiona.
- Spokojnie przecież Cię nie zgwałcę – zaśmiał się.
- Mam taką nadzieję.
Weszliśmy do domu. Zdjęłam buty i popędziłam do pokoju. Odłożyłam torebkę i skierowałam się do łazienki. Zdjęłam już koszulkę, gdy usłyszałam szelest. Drzwi od łazienki były lekko uchylone, co było dziwne, bo zawsze je zamykam. Otworzyłam je szerzej i zobaczyłam Leona. Przeszyłam go wzrokiem.
- Yy… Nie wiedziałem, że tu jesteś – próbował się wycofać z sytuacji.
- Tak, tak zboczeńcu.
- Nie jestem zboczeńcem! Po prostu lubię Cię podglądać – powiedział i złapał mnie w tali.
- Niech Ci będzie…
- Mogę wziąć z Tobą prysznic? – zapytał całując moją szyję.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo mam kompleksy…
- Ale ty jesteś idealna – moje policzki zaczęły płonąć.
- Leon!
- No co?
- Już idź stąd – wypchnęłam go za drzwi.
- I tak Cię kocham!
- Ja Ciebie też – szepnęłam i weszłam pod prysznic.

---
Yołeczky :3
Rozdział krótki i w ogóle nie wyszedł tak jak chciałam :(
Zaczęłam go wczoraj pisać, miałam mnóstwo weny, a dzisiaj jak chciałam dokończyć to już mi się nie chciało. Może to przez ten deszcz ;-;
No trudno...
Za 2-3 dni spodziewajcie się rozdziału 13. Zamiast 14 w weekend dodam OS na 100 post :)
Pod wcześniejszym rozdziałem było 9 komków. Myślę, że teraz też dacie radę <3
~Aleks :**

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział #11



- Maximilianie Ponte, co jest tak ważnego, żeby przychodzić do nas o dwudziestej drugiej?
- Yy… A może by tak „Cześć Maxi, co u Ciebie?”
- Tak, tak cześć Maxi. Ale po cholerę tu przyszedłeś?
- Wpuścisz mnie do środka?
- Yhh – przewróciłam teatralnie oczami i wpuściłam kolegę do domu.
- Siema Leon
- Siemka
Usiadłam na sofie obok Leona, a Maxi naprzeciwko nas w fotelu.
- To powiesz w końcu o co chodzi?
- Naty wyrzuciła mnie z domu.
- Pff.. – parsknął Leon – Nie dziwi mnie to.
- Ale z Ciebie przyjaciel… Obiecałem jej, że zapłacę za rachunki i zrobię kolację, bo ona będzie cały dzień z Camilą w centrum handlowym, no i poszedłem grać na Play Station i… zapomniałem.
- Jesteś idiotą – skwitowałam.
- Wiem, ale… Mogę u Ciebie przenocować Violu?
- No nie wiem. Mam tylko swoją sypialnię, a nie będziesz spał w salonie.
- Ja go wezmę do siebie – odparł Verdas – Chodź Maxi.
- Ej, a buziak na dobranoc?
Podsunęłam się do mojego chłopaka i poprawiłam kołnierzyk od jego koszuli. Przyciągnął mnie lekko do siebie i dotknął moje usta swoimi.
- Dobranoc – powiedział z uśmiechem.
- Dobranoc – odpowiedziałam wpatrzona w jego oczy.
- A ze mną to już się nie pożegnasz? – zapytał oburzony Maxi.
- Do widzenia debilu – pocałowałam lekko jego policzek.
- Jest! Challenge accepted! Nie jestem już idiotą!
- Ej no halo, bo będę zazdrosny.
- Nie masz o co – położyłam swoje dłonie na torsie Leona.
- Ej!
- Spadaj już Maxi.
- Cześć kochanie – ucałował mój kącik ust i wyszedł razem z tym pacanem.
Zamknęłam drzwi i powędrowałam do łazienki. Wyjęłam szczoteczkę z kubka i nałożyłam na nią miętowej pasty. Wyszczotkowałam zęby i wypłukałam usta wodą. Szczotkę odłożyłam na miejsce i wytarłam usta w różowy ręczniczek. Udałam się do sypialni mojej i Kat i przebrałam się w pidżamę. Uchyliłam lekko okno i położyłam się na łóżku. Sprawdziłam jeszcze telefon, czy nie mam jakiejś wiadomości i ustawiłam alarm na szóstą czterdzieści. Jutro przecież trzeba iść do Studio. Odłożyłam mojego BlackBerry na szafkę nocną obok. Przykryłam się kołdrą i po chwili zasnęłam.

~*~
Obudziła mnie piosenka „I love it” Icony Pop. Przetarłam oczy i wstając do pozycji siedzącej przeciągnęłam się. Wyłączyłam alarm i odrzuciłam kołdrę. Zauważyłam, że na łóżku Kathy jest wielki bajzel. Poukładałam jej rzeczy do szafek i ruszyłam do łazienki. Wykonałam tam poranne czynności.  W kuchni włączyłam radio i zaczęłam robić sobie kanapkę. Ruszałam biodrami w rytm muzyki i nuciłam sobie pod nosem. Zjadłam szybko i wzięłam łyk soku pomarańczowego. Wróciłam do swojego pokoju i poszukiwałam odpowiedniego ubrania. W końcu wybrałam ładny zestaw. Głęboko w szafie znalazłam swoje stare zerówki.
Czemu nie? – pomyślałam i założyłam je. Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie. Siódma czterdzieści pięć. Za piętnaście minut zaczynają się zajęcia.
Pośpiesznie związałam włosy w wysokiego kucyka. Torebkę zarzuciłam na ramię i schowałam do niej telefon. Wyłączyłam radio i wzięłam klucze z półki. Wyszłam przed dom i zakluczyłam drzwi. Dziwne, nie było jeszcze Leona, a zawsze po mnie przychodził. Już miałam odejść z sama, gdy zobaczyłam jak wybiega z domu.
- Hej skarbie – ucałował mój polik – Sorki, ale zaspałem.
- Oki. Nie gniewam się. Chodźmy – pociągnęłam go za rękę.
Po około dziesięciu minutach byliśmy przed Studio.
- Viola kujon – usłyszałam za sobą znajomy głos.
- No cześć Ludmi – zaśmiałam się i ucałowałam przyjaciółkę.
- Idziemy dzisiaj z laskami na kawę?
- Okejka.
- To idę im powiedzieć – odparła uśmiechnięta i popędziła w drugi koniec korytarza.
Stanęłam pod klasą czekając na Angie. Naszą nauczycielkę śpiewu. Szczerze to polubiłam ją. Odkąd tu chodzę jest dla mnie taka miła. Chociaż pierwszego dnia tak dziwnie się na mnie patrzyła. Czuję jakbym znała ją całe życie.
Usłyszałam na dzwonek. Nasza grupa weszła do sali, którą otworzyła Angie.
- Witam Was wszystkich. Na początek sprawy organizacyjne – powiedziała siadając skrzyżnie na biurku. No tak, zapomniałam dodać, że Angeles jest naszą wychowawczynią. Inne klasy mają przyznanych pozostałych nauczycieli: Pablo, Beto, Gregorio i Jackie.
- Cześć Angie – odpowiedzieliśmy wszyscy. Zawsze się z nią tak witamy. Ogólnie jesteśmy „na ty”.
- Słuchajcie, Studio organizuje konkurs muzyczny. Już pojutrze przyjedzie do nas ekipa YouMix’u. Każdy może wziąć udział. Wystarczy tylko przygotować piosenkę. Konkurs będzie na żywo w telewizji i widzowie będą mogli poprzez sms zagłosować na wybraną osobę. Cztery osoby z największą ilością głosów pojadą do Londynu, aby nagrać piosenkę z Jade Thirlwall z Little Mix.
W klasie zaczęły się piski dziewczyn. Od razu podleciały do mnie.
- Violu, ty na pewno wygrasz! – powiedziała Natalia.
- Żartujesz.
- Musisz spróbować, to wielka szansa.
- Spróbuję, ale tylko dla dobrej zabawy – odpowiedziałam po chwili.
- Cisza! – krzyknęła Angie – Jutro nie przychodzicie do szkoły, ponieważ będą trwały przygotowania, a nauczyciele będą załatwiać sprawy papierkowe. Dzisiaj też jesteście zwolnieni z reszty godzin. Teraz macie lekcje wolną.
Podeszłam do mojego chłopaka i przytuliłam go od tyłu.
- Co tam śliczna? – poczułam, że się rumienię.
- Skąd wiedziałeś, że to ja?
- Tylko ty masz takie delikatne rączki – odpowiedział i odwrócił się do mnie. Objął moją talię i przybliżył się tak, że nasze nosy się stykały. Lekko potarł swoim o mój, co wywołało u mnie uśmiech.
- Violuś… A może byśmy poszli gdzieś razem po szkole? – zapytał przedłużając każdą literę.
- Umówiłam się z dziewczynami na kawę…
- A później? – zapytał lekko zawiedziony.
- Nic nie robię.
- Przyjadę po Ciebie.
- Oki. Będziemy w StarBucksie – odpowiedziałam i lekko musnęłam jego usta.
~*~
Weszłyśmy do wielkiej kawiarni. Pomimo jej wielkości było tu bardzo tłoczno. Znalazłyśmy jeden stolik wolny stolik, przy którym mogło się zmieścić pięć osób. Usiadłyśmy i zawiesiłyśmy swoje torebki na krzesełkach. Camila poszła zamówić każdej po kawie i tiramisu.
- Dziewczyny… Muszę Wam coś powiedzieć – zaczęła włoszka.
- Słuchamy.
- Bo… My z Marco. Uprawialiśmy seks.
- I jak przeżycia?
- Cudownie, nie wiem jak mam to opisać.
- Na pewno to z nim chciałaś to zrobić? – dopytała się Ludmiła.
- Tak, jestem tego pewna.
- Violu, a ty? – spytała Cami, która widocznie podsłuchała naszej rozmowy i dosiadła się do stolika.
- Co ja?
- No ty i Leon…
- Jeszcze tego nie robiliśmy i myślę, że długo tego nie zrobimy.
- Czemu?
- Nie jestem jeszcze gotowa.
- Wolisz się masturbować?
- Nie, ale po prostu boję się, że coś nie wyjdzie, albo skutki uboczne…
- Jest coś takiego jak zabezpieczenia – powiedziała znudzona naszą rozmową Natalia.
- Dobra dziewczyny zmieńmy temat – mrugnęła do mnie Ludmi. Ona zawsze mnie rozumie.
Kilka minut później otrzymałyśmy nasze zamówienia. Oczywiście wypiłam najlepszą kawę pod słońcem i zjadłam najlepsze w życiu ciasto. Zerknęłam przez wielką szybę kawiarni i zauważyłam podjeżdżający samochód Leona.
- Laski, będę się już zbierała. Verdas na mnie czeka.
- No, tylko grzecznie mi tam! – krzyknęła Camila na całe pomieszczenie, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.
Wyszłam przed budynek i zlokalizowałam auto Leona. Uśmiechnęłam się widząc jego twarz za szybą. Weszłam do samochodu i przywitałam się całując jego policzek.
- Stęskniłem się – powiedział.
- A myślisz, że ja nie?
- Jeszcze nic nie powiedziałem.
Uśmiechnęłam się promiennie. Podczas jazdy Leon położył swoją rękę na mojej nodze. Swoją dłoń położyłam na jego i złączyłam je w całość.

---
Siemaneczko :3
Witam Was po kilku dniowej przerwie. Wczoraj nie zdążyłam dodać rozdziału, ponieważ były moje urodziny i przyjechała rodzinka :D No biba była niezła c:
Aleks baluje :3 Umcumc <3
Moje kochane miśqi! Liczę na Was i czekam na komcie! : )
+ jakby link na górze nie działał i ktoś by chciał zobaczyć strój Violi to tu macie cały link: http://www.photoblog.pl/hammeringcherry/167360354/2023.html
~Aleks
Jade *-*

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział #10



- Na szczęście to tylko chwilowe zapalenie.
Odetchnęłam z ulgą.
- Będziesz musiała tylko łykać leki do końca tygodnia. Proszę, recepta – podał mi białą kartkę z wypisanymi lekami.
- Dziękuję.
- Może pani już wrócić do domu.
- Dobrze. Do widzenia – odpowiedziałam i wyszłam.
Na korytarzu kręciło się mnóstwo lekarzy. Pod blado pomarańczowymi ścianami siedzieli ludzie na krzesłach pasujących do koloru ścian. Co moment przywożono ludzi z wypadków. Stanęłam w miejscu i patrzyłam się na to wszystko. Nie chciałabym być na miejscu tych ludzi, choć sama nie jestem w lepszym stanie.
Zdecydowałam, że pójdę zobaczyć co u mojej przyjaciółki.
- Przepraszam – zaczepiłam jedną z przechodzących pielęgniarek – Gdzie leży Kathy Larsson? To moja przyjaciółka…
- Nie powinnam udzielać takich informacji.
- Proszę panią bardzo. Jest dla mnie bardzo bliską osobą.
- No dobrze… Sala 214. Po prawo, na końcu korytarza – wskazała na metalowe drzwi.
- Bardzo dziękuję.
Pośpiesznie udałam się do sali, na której leżała Kat. Zapukałam do drzwi. W odpowiedzi usłyszałam „Proszę”. Głos należał jak mi się wydaje do blondynki. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Ujrzałam przyjaciółkę leżącą na łóżku, której lewa noga była w gipsie.
- Hej – przytuliłam przyjaciółkę i usiadłam obok niej – Jak się czujesz?
- Lepiej... – odpowiedziała niemrawo.
- A noga?
- Też ok..
- Kat, powiedz mi o co chodziło z Mike’iem i strefą 48?
- Muszę?
- Tak. To naprawdę może przydać się policji, a do tego… Chciałabym wiedzieć w co się wpakowałaś.
- No więc tak… Kilka miesięcy wcześniej, nim Cię poznałam odkryłam stare osiedle. Chodziłam tam często po szkole. Ogarnęłam sobie jedną miejscówkę. Okazało się, że niedaleko znajduje się liceum, z którego zaczęli przychodzić faceci. Między innymi Mike. Po długich kłótniach zgodziłam się na podział mojego znalezionego miejsca. Gdy tam przebywałam, zaczęli chować w jednej z piwnic worki. Nie wiedziałam z czym mogły być. Któregoś razu zapytałam się ich, co tam chowają. W odpowiedzi wrzucił mnie do piwnicy, w której przesiedziałam całą noc. Odkryłam, że trzymają tam narkotyki i szlugi. Sprowadzone prawie z całego świata. Zagrozili mi, że jeżeli powiem komuś stanie mi się krzywda. Obiecałam im, że nie wygadam… Później moje problemy w domu tak jak Ci wcześniej opowiadałam pogorszyły się. Zaczęłam ćpać z nimi -
- Kathy! Ale mówiłaś, że tego nie robiłaś.
- Przepraszam. Nie chciałam Cię stracić. Zrozum też mnie. Nie miałam, żadnej przyjaciółki.
- Mów dalej…
- I wczoraj zażądali ode mnie pieniędzy za towar, który im skradziono, ale osądzono mnie. Nie chciałam mieć przez nich kłopotów, więc zgodziłam się. Ale gdy znalazłam się w ich bazie, okazało się, że towar nie zniknął tylko specjalnie go ukryli. Podobno chcieli mnie wywieźć, tylko nie wiem gdzie… Bardzo Ci dziękuję Violu, że mi pomogłaś. Mogło to się skończyć inaczej… - powiedziała, a jej oczy się zaszkliły.
Przytuliłam ją tak szczerze i od serca. Nie chciałam, żeby cierpiała.
- Kocham Cię. Ale po przyjacielsku – powiedziałam – Nie myśl sobie -
- Spokojnie – zaśmiała się – Też Cię kocham.
- Kiedy wychodzisz?
- Jutro po południu.
- Przyjadę po Ciebie. Tylko daj znać.
- Dobrze, zadzwonię.
- Jak chcesz zadzwonić skoro mam telefon? – zapytałam i wyjęłam z kieszeni telefon przyjaciółki.
- No tak… Dzięki – odparła biorąc telefon.
- Na razie blondi.
- Bye – odpowiedziała, a ja wyszłam.
Wróciłam do swojego pomieszczenia. Leon już czekał na mnie gotowy do wyjścia.
- Co tak długo? Twój narzeczony się martwił – uśmiechnął się i wyłonił swoje białe ząbki.
- Oj no. Musiałam coś wymyślić, żeby Cię powiadomili. I odpowiadam na pierwsze pytanie: Byłam u Kathy.
- Ale ja się nie gniewam. Co z nią?
- Ma złamaną nogę, ale dobrze się czuje.
- Idziemy?
- Tak, tylko podłodze musimy jeszcze podjechać do apteki.
- Oki.
Wyszliśmy z pomieszczenia.
- Do widzenia – powiedzieliśmy recepcjonistce.
- Do widzenia – odparła z uśmiechem.
Skierowaliśmy się do czarnego pojazdu Leona. Mój chłopak otworzył mi drzwi, a sam usiadł od strony kierowcy. Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pas. Włączyłam radio. Leciała jedna z moich ulubionych piosenek. Zaczęłam ją sobie podśpiewywać. Nawet się nie spostrzegłam, a byliśmy w centrum pod jedną z aptek. Weszłam do białego pomieszczenia. Poczułam lekki chłód lecący od klimatyzacji. Podeszłam do lady.
- Dzień dobry – podałam niskiej kobiecie receptę wypisaną przez lekarza.
- Dzień dobry – odparła z uśmiechem i spojrzała na kartkę. Z szuflad i szafek powyjmowała wszystkie potrzebne leki i zapakowała w żółtą foliową torebkę ze znakiem apteki.
- Razem będzie 182 peso – podałam kobiecie wyznaczoną kwotę i zabrałam swój zakup.
- Dziękuję i do widzenia.
- Ja również dziękuję i zapraszam ponownie.
Wyszłam z pomieszczenia i poczułam ciepłe promienie słoneczne na swojej twarzy. Uśmiechnęłam się i weszłam do samochodu Leona.
Wróciliśmy do domu. Leon powiedział, że mam się wykąpać, a on przygotuje kolacje. Ruszyłam do swojej łazienki. Puściłam ciepłą wodę z kranu i wlałam truskawkowy płyn. Na początku woda zabarwiła się na różowo, a potem powstała piana. Zdjęłam ubrania, które włożyłam do kosza na pranie. Po woli weszłam do wanny. Umyłam dokładnie swoje ciało rozkoszując się kąpielą. Po kilkunastu minutach wzięłam się za włosy. Namydliłam je nowo zakupionym szamponem porządnie wyszorowałam i spłukałam. Nałożyłam na nie odżywkę, którą po chwili również spłukałam. Zdjęłam z haczyka ręcznik i wychodząc z wanny wycierałam się. Założyłam na siebie szlafrok. Włosy rozczesałam i wysuszyłam suszarką. Zmyłam już lekko rozmazany makijaż i posmarowałam swoją twarz kremem nawilżającym. Pobiegłam do kuchni czując piękny zapach. Jak sądzę jajecznicy.
- Już jestem.
- To dobrze, bo kolacja gotowa.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Co jakiś czas czułam na sobie spojrzenie Leona. A dokładnie na moim dekolcie, który był widoczny, dzięki nie do końca zawiązanemu szlafrokowi. Udałam, że tego nie widzę i wstałam od stołu.
- Dziękuję. Było pyszne – odpowiedziałam i pocałowałam chłopaka w policzek. Zabrałam nasze talerze i wzięłam się za zmywanie.
- O nie Violu… Nie będziesz zmywać. Musisz odpoczywać.
- Leon…
- No już mi stąd – powiedział, a ja wytknęłam mu język i chlapnęłam pianą.
- A więc tak chcesz się bawić?
I tak zaczęła się bitwa na pianę. Po kilku minutach uspokoiliśmy się. Leon dokończył zmywanie, a ja połknęłam leki wyznaczone przez lekarza. Usiadłam na sofie w salonie i włączyłam telewizor. Po chwili dosiadł się Leon.
- Kochanie… To opowiesz mi co Ci się stało?
Opowiedziałam mu całą historię, na co on mnie pocałował.
- Jesteś wspaniała – wymruczał mi do ucha i przejechał swoim nosem po mojej szyi, co wywołało u mnie przyjemny dreszcz. Całował moją szyję, lekko odsłaniając moje udo. W tej przyjemnej chwili przeszkodził nam dzwonek do drzwi.
- Kto to może być o tej porze? – wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi.
Trochę się zdziwiłam, gdy zobaczyłam za nimi… Maxiego?

---
Siemka :3
Macie dłuższą dziesiąteczkę! Tak mnie jakoś naszło :D
Jak myślicie co może chcieć Maxi?
---
Następny rozdział w piątek lub w weekend, ponieważ:
' Jutro (środa) mam zawody, jadę do Wawy :D
' Pojutrze (czwartek) są próby do osiemnastej w szkole.
' Popojutrze (piątek) zakończenie roku szkolnego.
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie :)
Całusy,
~Aleks ;**

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział #9



Już od kilku minut znajdujemy się w karetce. Kathy bandażują nogę, a mi robią badania. Pojazd zatrzymano tuż przed wejściem do szpitala. Oczywiście sprawa dotarła do policji i zebrała się masa prasy. Po woli zaczęłam wychodzić z karetki za pomocą ratownika. Moją przyjaciółkę wzięto na noszach. Zaprowadzono mnie do jednego z pomieszczeń i przygotowano mi łóżko. Delikatnie usiadłam na białej pościeli i spojrzałam przez okno. Tłum przepychających się dziennikarzy chcący dowiedzieć się coś o Mike’u i jego ekipie.
Do mojej sali wszedł lekarz.
- Panna Castillo? – spytał spoglądając na listę.
- Tak.
- Dobrze… Zaraz zabierzemy panią na badania. Czy powiadomić kogoś z rodziny?
- Yy… Może pan powiadomić Leona Verdasa, to mój narzeczony.
- Oczywiście. Proszę odpoczywać – skwitował i wyszedł.
Położyłam głowę na poduszce i zmrużyłam oczy.
- Kathy! – krzyknęłam nagle i wstałam.
- A gdzie to się panienka wybiera? – zapytała wchodząca pielęgniarka.
- Muszę dowiedzieć się, co jest przyjaciółce.
- Nie, teraz nie możesz się ruszać. Spokojnie.
- Ale…
- Poczekaj, lekarz przyjdzie do Ciebie za niedługo. Wtedy go zapytasz.
- Dobrze… - odparłam niechętnie.
- A teraz siadaj. Muszę Ci pobrać krew i przemyć rany.
Po chwili czułam jak rany zaczynają niemiłosiernie piec. Zacisnęłam oczy. Poczułam lekką ulgę.
- Gotowe. Za godzinę będziesz miała prześwietlenie.
Pokiwałam głową i ponownie się położyłam. Leżałam może z piętnaście minut gapiąc się w sufit. Drzwi od pomieszczenia się otworzyły i zobaczyłam w nich zmartwionego Leona.
- Boże, Violu nic Ci nie jest? – zapytał przytulając mnie – Skąd te rany.
- Nie ważne.
- Violetta.
- Nie powiem Ci, bo zaraz będziesz mi tu prawił kazania! – krzyknęłam.
- Proszę Cię nie krzycz. Kocham Cię i martwię się o Ciebie.
- Przepraszam… - odparłam i wtuliłam się w jego ciepły tors. Zaczął mi nucić piosenkę, która strasznie mi się spodobała.
- Co to?
- Podemos.
- Twoja? – w odpowiedzi pokiwał głową.
- Jest śliczna… Zaśpiewaj mi ją.
- Mam tylko refren.
- No dajesz – uśmiechnęłam się promiennie, a z jego ust wypłynęła prześliczna melodia.
- Naprawdę Ci się podoba? – zapytał gdy skończył.
- Tak, nawet bardzo.
- Pisałem ją z myślą o nas.
- Kocham Cię Leon – pocałowałam swojego chłopaka, a do sali wszedł lekarz.
- No, panno Castillo… Zapraszam na prześwietlenie. A… to pewnie pani narzeczony?
- Yy… - lekko szturchnęłam zdziwionego Verdasa – Tak.
- Leon Verdas – przedstawił się i podał rękę lekarzowi.
- Michael Rodriguez.
- Miło mi.
- Mi również
- To może pójdziemy na te badania…?
- Tak, oczywiście.
Dałam Leonowi buziaka w policzek i ruszyłam za lekarzem. W drodze na drugie piętro szpitala powiedział mi, co z Kathy. W sumie nic poważnego, tylko złamana noga. Podobno jeszcze nie złapano Mike’a i jego paczki. Strasznie się boje. Przecież może wiedzieć gdzie mieszkam.
~*~
- I co doktorze? – zapytałam po skończonym badaniu. Po jego minie nie mogłam nic wywnioskować.
- Prawdopodobnie ma pani wirusowe zapalenie wątroby, ale proszę się nie martwić…
- Jak mam się nie martwić? To poważne?
- Po narkotykach, które pani wstrzyknięto…
- Ale proszę mi powiedzieć, czy to jest chwilowe zapalnie, choroba na zawsze…?
- …


---
YOLO :3
Przepraszam, że tak długo nie było rozdzialiku, ale byłam u cioci w Wieluniu przez cały długi weekend, no i nie miałam czasu. Miałam wi-fi, ale więcej czasu spędziłam na dworze, choć pogoda nie dopisywała za bardzo. Codziennie pisałam trzy zdania :D
Mam nadzieję, że ze dwa rozdziały pojawią się jeszcze w tym tygodniu.
+ jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?
Szablon wykonany przez Nath *o*
Nie wiem jak Wy, ale dla mnie jest zajebisty ;**
Czekam na dużo komciów, bo ostatnio było słabo!
~Aleks <3

Kocham je !! ^3^

Szablon by Katrina