wtorek, 18 listopada 2014

One Shot - I'm only human... cz. 2



- Uważaj jak chodzisz! – krzyknęła kobieta o kruczo-czarnych włosach i spojrzała przeszywającym wzrokiem na przerażoną Castillo.
- Przepraszam – odpowiedziała podnosząc się z podłogi – To moja wina.
- Dobrze, że chociaż to zauważyłaś – powiedziała i obróciła się na pięcie odchodząc w dumie.
- Francesca? – zapytała szeptem sama siebie.
Opryskliwa, pyszna, widzi tylko swój koniuszek nosa. Tak można było opisać byłą przyjaciółkę Violetty. Już nie była tą samą osobą, co za wczesnych lat.
Miała na sobie czarną sukienkę od Chanel i złoty zegarek Dolce&Gabbana. Można było stwierdzić, że jest sławną gwiazdą muzyki albo przedsiębiorcą finansowym. Ale tak nie było. Pracowała w wielkiej korporacji, lecz zarabiała minimalne pieniądze. Prezenty otrzymywała od swoich kochanków. Takie plotki słyszała coraz częściej Violetta.
Zmieniła się o 90 stopni. Czy można było przypuścić, że tak potoczy się jej życie?
Czy ona rozumie, co to znaczy ból?
Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce.
Zastanowiła się choć raz czym jest wrogość? Myślała? Czy kiedykolwiek chociażby chciała pomyśleć? Trudno było to wyobrazić Violettcie.
Przemierzała właśnie ulice miasta w poszukiwaniu odpowiedniego budynku.
- Przepraszam – wybełkotała – Wpadam już dzisiaj na kogoś drugi raz – dodała.
- Nic się nie stało – otrzepał swój garnitur wysoki chłopak
mężczyzna i spojrzał się na Castillo. Był naprawdę przystojny. ~Pewnie lecą na niego wszystkie laski z okolicy~ pomyślała.

"Cierpimy bo czujemy, że dajemy więcej niż otrzymujemy w zamian. Cierpimy bo nasza miłość jest niedoceniana. Cierpimy bo nie udaje nam się narzucić swoich reguł gry".

- Leon – powiedziała zahipnotyzowana jego urokiem.
- Skąd znasz moje imię? – pyta zaciekawiony chudą osóbką stojącą przed nim.
- Ymm… Zgadywałam, no wiesz – próbuje się jakoś wytłumaczyć – Myślałam o takim Leonie i po prostu… -
- Nie tłumacz się – ukazuje swoje śnieżno białe zęby – A ty jesteś…?
- Violetta – odpowiedziała i uśmiechnęła się – Idę na spotkanie do szkoły muzycznej.
- Ja też – odpiera – Idziemy razem? – pyta – Skoro już Cię spotkałem…
- Jasne. Chodź – ciągnie go pełna euforii za rękę.
Niby skryta osoba, twarda i próbująca odnaleźć w sobie niezależność. Tak nagle przy jednej osobie odnajduje w sobie tą starą cząstkę siebie. Chce żyć tak jak dawniej. Choć może nie powinna?

Miro fijo hacia el horizonte
Doy un paso más
Hay que empezar a vivir
A favor del tiempo
Detrás de mí queda el pasado
Y todo fue real
Ya tengo un sueño que seguir
Esto es lo que siento

Hace falta valor
Para decir

Todo es posible
Busco en mi destino
Un sueño mágico
Porque yo
Aprendí a decir adiós


No voy a rendirme
Sigo mi camino
Siendo lo que soy
Porque yo
Aprendí a decir adiós

Hace falta valor
Para decir adiós

Siento que es el momento
En el que debo decidir
Para avanzar un paso más
Y alcanzar mis sueños
Recordar mis primeras canciones
Para ir por más
Contigo haré sin descansar
Porque este es mi tiempo

Hace falta valor
Para madurar
Para despegar
Para decir

Todo es posible
Busco en mi destino
Un sueño mágico
Porque yo
Aprendí a decir adiós

No voy a rendirme
Sigo mi camino
Siendo lo que soy
Porque yo
Aprendí a decir adiós

Hace falta valor
Para decir

Todo es posible
Busco en mi destino
Un sueño mágico
Porque yo
Aprendí a decir adiós

No voy a rendirme
Sigo mi camino
Siendo lo que soy
Porque yo
Aprendí a decir adiós


Kolejna część OS.
Zapraszam na nowego bloga -> http://we-could-rewrite-history.blogspot.com/
Komentujcie kochani! :*
Aleks :>



niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział #24



     - Przepraszam – mówię i ocieram łzy spływające po moich policzkach – Przepraszam – dodaję szeptem i spuszczam głowę w dół.
- Nic się nie stało – słyszę i czuję obejmujące mnie ramiona. Wtulam się w rozgrzane ciało Leona i pociągam nosem.
- Już nie płacz – podnosi mój podbródek i muska moje usta – Paliłaś – kwituje.
- Tak, ale to w nerwach… To już się więcej nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję – odpowiada Leon i jeszcze raz mnie całuje.
- Dziękuję, że jesteś – spoglądam w jego piękne oczy i czuję jak miękną mi nogi. Opieram się rękoma o mojego chłopaka, żeby nie upaść.
- Wszystko w porządku? – pyta zdezorientowany.
- Tak, tak – odpowiadam i lekko się uśmiecham.

     "Wzięła głęboki oddech i powoli, cedząc słowa powiedziała:
- Wiem, że podjąłeś ryzyko mówiąc mi o swoich uczuciach. Wiem, że ciężko żyło Ci się w ciągłej niepewności, jaką Ci serwowałam codziennie. Wiem, też jak bolesne będą teraz moje słowa. Nie. Nie kocham Cię. Nigdy nie kochałam. I kochać nie będę. Byłeś moim przyjacielem. Traktowałam Cię jak brata, którego nigdy nie będzie mi dane mieć. A teraz straciłam i to. Dlatego wybacz mi. To było nasze ostatnie spotkanie... - to powiedziawszy wstała i wyszła. On nie odezwał się ani słowem. Nie próbował jej zatrzymać. Nie pobiegł za nią. Dopił herbatę, zapłacił rachunek i wyszedł. Może zdawać się Wam, że jej słowa w ogóle go nie ruszyły. Bo przecież nie okazał żadnych emocji. Jednakże każde zdanie, które ona wypowiedziała, zabijały jakąś część jego. Kawałek po kawałeczku, jego serce stawało się twarde i oziębłe. Tak jakby Królowa Śniegu wrzuciła skrawek lustra do jego oka, a ten zamieniał ciepło, w lód. Teraz tylko pozostała nadzieja, że ta historia będzie mieć dobre zakończenie. Lecz nie zawsze tak będzie. Nie zawsze nasze uczucia będą odwzajemnione. Nie zawsze będziemy żyć długo i szczęśliwie, jak w bajce (...)”
- Leon! – krzyczę.
- Coś się stało? – pyta wbiegając do pokoju.
- Ta książka jest okropna! – mówię i wyrzucam przedmiot przez okno – Pokazuje najgorsze możliwości losu! Nienawidzę jej!
- Violu nie emocjonuj się tak – przytula mnie od tyłu i całuje moją szyję – To tylko książka.
- Bardzo realna książka – odpowiadam – A co jeśli…
- Co? Co jeśli?
- Nic – biorę głęboki oddech – Już nic.
Nie mam tyle odwagi! Nie mogę się o to zapytać, choć bardzo bym chciała. Fragment, który przeczytałam tak bardzo wstrząsnął mną całą… Nie wiem co mam myśleć.
Nie to nie może być prawda!
Głupio jest bardzo pytać osobę, z którą jesteś czy Cię kocha. Nie powinnam mieć żadnych wątpliwości. Leon bardzo mnie wspiera, jest moją ostoją. Bez niego moje życie byłoby szarym dnem.
    
     Wszystko się nie układało.Wszystko. Ale oczywiście coś musiało się wydarzyć! Każda część mojego ciała z osobna przeżywała to co się stało. Nigdy ból nie był aż tak potężny. Odeszła. Katherine już nie będzie. Nie mogę w to uwierzyć. Mimo cierpienia, ani na sekundę nie mogę przestać myśleć o Federico.
Wychodzę z tego cholernego domu nie mam żadnego celu. Idę… prosto przed siebie. Dochodzę do jego domu .Tak, to było do przewidzenia, że to co mnie pchało doprowadzi mnie właśnie tutaj . Bo przecież pragnę go całą sobą. Nawet nie musiał ze mną rozmawiać. Chciałam żeby tylko był przy mnie.
Pierwszy raz pukam do jego domu bez zastanowienia. Moje serce zaczyna bić jak szalone. Jak zwykle nie wiem, co się dzieje. Przechodzą przeze mnie różne odczucia. Smutek i radość. Na zmianę. Nie mogę się opanować. Po raz pierwszy widzi mnie zapłakaną. Pewnie nawet nie wyobrażał sobie, że mogę płakać. Ja też tego sobie nie wyobrażałam. Myślałam, że po wszystkim co przeszłam jestem silna, że jestem nie do zdarcia. A jednak. Po tylu latach coś we mnie pękło.
- Tylko wezmę buzę . Zaczekaj sekundkę… – nic nie mówię. Nie jestem w stanie.
- León Ci pewnie powiedział…
- Ludmiła, to nie jest Wasza wina – odpowiada – Widocznie tak musiało być – patrzy na mnie. Na moje wykrzywione w dziwny kształt usta, na moje spuchnięte od płaczu oczy. Widzi, że jest źle, więc w jednej sekundzie przytula mnie do siebie – Kocham Cię i wiedz, że zawszę będę przy Tobie. Nie ma co się smucić.
- Jak to nie!? – krzyczę i wyrywam się z jego ramion – Gdyby nie to, że byłyśmy pijane na pewno by się tak nie stało!
- Ale…
- Ja wiem, że to przez nas i nie wmówisz mi, że to był przypadek – mówię – Krótko znałam Kathy. Na początku myślałam, że to zwykła ździra, ale okazało się, że potrafi być przyjaciółką. Viola bardzo się z nią związała. Przykro mi, że uczestniczyłam w tym zdarzeniu i Violetta przez to cierpi.
- Skarbie, wiem… - przerywam Federico.
- Nie, ty nic nie wiesz – odpowiadam – Przyszłam do Ciebie, żebyś mi pomógł. Po prostu był ze mną. A ty co? – po chwili odchodzę. Sama nie wiem dlaczego tak postępuję. Emocje władają całym moim ciałem. Nigdy nie byłam tak bardzo zła na siebie. Co się ze mną dzieje?
Przemierzam przez park. Drzewa kołyszą się w lewo i w prawo, a wiatr szumi między liśćmi. Dziś w Buenos Aires pogoda zdecydowanie nie dopisuje. Niebo staje się coraz ciemniejsze, chmury są coraz bardziej kłębiaste i szare.
- Będzie padać – mruczę pod nosem i zakładam na głowę kaptur błękitnej kurtki. Nagle mocny podmuch pcha na mnie wszystkie liście łącznie ze wszystkimi zanieczyszczeniami z chodnika. Na moją twarz wpada niewielka kartka. Biorę ją w dłoń i czytam.

Nadal tu jestem blondyneczko
                                        K.

Rozglądam się wokoło siebie w poszukiwaniu osoby, która mogłaby podrzucić mi tajemniczy przedmiot. W strachu chowam kartkę do kieszeni i biegnę do domu…

---
Rodział po dwóch dniach... Brawa dla mnie :D
Skoro było 6 komentarzy, proszę macie next <3
Mam nadzieję, że fajną historię wymyśliłam ;)
Teraz kolejne wyzwanie dla Was.
10 kom = next

Aleks :*

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział #23



„Hey! It's fire and magic
But when you walk away-way
It's like the Titanic
I'm split up into pieces in the Atlantic”


     - Kim jesteś? – pytam gdy czuję ręce na swoich oczach – Odpowiedz – mówię po chwili ciszy.
- Przecież mnie znasz – odpowiada tajemniczo damski głos.
- Co to ma znaczyć? – zdejmuję dłonie kobiety i odwracam się w jej stronę - Camila!
- Słucham? – mówi i trzepocze rzęsami lekko się uśmiechając – No nie gadaj, że się mnie przestraszyłaś kochana – dodaje.
- Nie… - mówię po zastanowieniu i poprawiam swoje kruczo-czarne włosy.
- Tak, tak – odpowiada. Wyczuwam sarkazm, więc nie chcę dalej ciągnąć tej bezsensownej konwersacji. Zmieniam temat.
- Co robisz w centrum miasta? – pytam zaciekawiona.
- A tak sobie chodzę – odpowiada – Wiesz, jeśli siedzisz sama w domu z mamą, która próbuje zaciągnąć Cię na oglądanie starych komedii romantycznych, pozostaje mi wyjście na miasto – śmieje się Torres.
- Mogłabyś raz sprawić przyjemność swojej mamie – mówię – Masz szczęście, że jest blisko Ciebie – podnoszę kąciki ust ku górze.
- Francesca, wiem, że tęsknisz za rodzicami… Ale myśl pozytywnie. Za niedługo wakacje, pojedziesz do Włoch, popracujesz trochę u nich w barze i spędzisz nie jeden miły dzień.
- Masz rację – kwituję – Nie wiem co się ze mną dzieje. Zawsze byłam optymistką.
- Brakuje mi tej dawnej Fran – bierze mnie za rękę i lekko ściska.
- Sugerujesz coś? – parskam śmiechem i spuszczam wzrok w dół.
- Nie, no co ty – mówi.
- Ale śliczna! – zauważam na jednej z wystaw niebieską sukienkę w białe grochy – Muszę ją mieć.
- To na co czekamy? – pyta i ciągnie mnie za rękę do sklepu odzieżowego.
Tak bardzo się cieszę, że mam Camilę. Umie dotrzymać towarzystwa, zawsze mnie zrozumie. Jest jedyna w swoim rodzaju i nie zastąpiona. Wiem, że bardzo przeżywa śmierć Kathy, ale jest bardzo silna. Nam też jest trudno iść na pogrzeb osoby, która zginęła jakby z naszej winy.
- Strasznie droga – szepczę do ucha rudowłosej i dotykam materiału sukienki.
- Chodź, przymierzymy – wzdycha i prowadzi mnie w kierunku małego pomieszczenia. Wchodzę do niego i zasłaniam się wielką granatową zasłoną.
- I jak? – pytam ukazując się przed przyjaciółką.
- Idealnie – uśmiecha się – Bierzemy.
- Nie wzięłam tak dużej kwoty pieniędzy – na mojej twarzy pojawia się grymas.
- Pożyczę Ci – mówi.
- Naprawdę? – nie dowierzam, więc Cami przytakuje – Kocham Cię – posyłam jej buziaka i chowam się za zasłoną.
Po chwili znajdujemy się przy kasie i płacimy za zakup. Otrzymuję paragon i dostaję kremową papierową torbę z odzieżą w środku. Dziękuję kasjerce i wychodzę z Torres ze sklepu.
Wyjmuję z kieszeni swojej kurtki iPhone’a i podłączam do niego słuchawki. Jedną z nich podaję towarzyszce, która wkłada ją do swojego ucha. To samo czynię ja. Po chwili możemy usłyszeć słowa naszej ulubionej piosenki.

(…)Chicas amigas de verdad
Haciendo realidad
Los sueños y las fantasias
Chicas amigas de verdad
Tenemos el poder
Podemos encender nuestra luz
El destino esta afuera
Y no puede esperar (…)

     Słyszę dzwonek do drzwi. Szybko wyrzucam papierosa przez okno i płuczę usta wodą. Kieruję się do przedpokoju i słyszę coraz częstsze dzwonienie.
- Chwila – mówię i przekręcam zamek w drzwiach. Otwieram je i widzę Leona – Coś się stało? – pytam widząc jego wyraz twarzy.
- Co to ma znaczyć? – pokazuje mi ulotkę, która informuje o pogrzebie przyjaciółki.
- Leon… Wszystko Ci wyjaśnię – mówię.
- Właśnie na to czekam – odpowiada.
- Bo na Twojej imprezie – zaczęłam – Poszyłam do parku z dziewczynami… I usłyszałyśmy pisk, więc uciekłyśmy. A gdy zorientowałyśmy się, że nie ma Kathy, wróciłyśmy tam, ale jej już nie było tylko jej torebka… - samotna łza spływa po moim policzku.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – łapie mnie za ramiona.
- Nie chciałam psuć Ci urodzin. A poza tym poszedłbyś od razu na policję, a ja tego nie chciałam – odpowiadam.
- Violetta…


---
Hey kochani ;3
Nie spodziewaliście się pewnie rozdziału tak szybko :D
Niespodzianka! ^^
Cieszmy się <3
Szantażyk dla Was, bo spadła liczba komentarzy :(
6 kom = next!

Aleks :*

sobota, 1 listopada 2014

One Shot - I'm only human... cz.1



 I'm only human...

Młoda dziewczyna podbiegła do pierwszego lepszego tramwaju jadącego główną ulicą miasta. Nacisnęła czerwony guzik, dzięki któremu drzwi do środka komunikacji otworzyły się. Weszła do wagonu po metalowych schodach i podeszła do uchwytu. Złapała się go jedną ręką, a drugą zaczęła szukać w swojej torebce biletu. Gdy odnalazła owy przedmiot, skasowała go i schowała do torby oraz zajęła jedno z wolnych krzesełek. Nerwowo poprawiła swoje włosy i spojrzała na pozłacany zegarek na swojej lewej ręce. Założyła nogę na nogę i wpatrywała się w zmieniający się miejski krajobraz za oknem.

W wagonie można było wyczuć zapach miętowej gumy wychodzący z ust dziewczyny. Sięgnęła do torebki po swoją szminkę i przejechała nią usta. Różowy kolor dopełnił je. Otarła wargą o wargę i wytarła palcem szminkę z kącika swoich ust. Włożyła białą słuchawkę od swojego iPhone’a do ucha i odblokowała telefon. Wybrała swoją ulubioną piosenkę i oparła głowę o szybę. Lekko przymknęła oczy, jednocześnie modląc się do Boga, aby zdążyła na bardzo ważne spotkanie. Jej prośba najwyraźniej została bardzo szybko wysłuchana. Wyświetlacz w tramwaju wskazywał ulicę, na której miała wysiadać. Szybko podniosła się z siedzenia. Usłyszała znany dźwięk otwierania drzwi. Wybiegła z liniowca i ruszyła w stronę dwudziestopiętrowego budynku.

Była osobą nieśmiałą, ale stanowczą. Po swoich przeżyciach nauczyła się wiele. Wiedziała, że nie może płakać, pozwalać ludziom na jakiekolwiek współczucia. Tatuaż na jej nadgarstku „Every day, every hour. Turn the pain into power" był dla niej motywacją. Samotna i nielubiana od szkoły średniej… Żyła sobie tak do dziś z nadzieją na lepszy dzień, który mógł nastąpić w każdym momencie, ale najwidoczniej nie chciał. Kiedyś pytała ‘Dlaczego?’. Teraz przestała pytać. Pocieszał ją fakt, że każdy prawdopodobnie zadawał sobie w życiu to pytanie i nie miał na nie odpowiedzi.
Codziennie w jej głowie kręcą się sytuacje z dzieciństwa, których nie zapomni już nigdy. Nawet nie próbowała zapomnieć, bo i tak wiedziała, że jej się to nie uda.

(…) - Jesteś okropna! – wykrzyknęła Violetta – Ufałam Ci.
- To moje życie, nie wtrącaj się – odburknęła Cauviglia.
- Nie. To część mojego życia, o którym powiedziałam Tobie – odpowiedziała ze łzami w oczach.
- Przecież to nic dziwnego! Nie rozumiem dlaczego się czepiasz.
- Myślałam, że się przyjaźnimy – powiedziała cicho Castillo.
- Bo tak jest – odparła Francesca.
- Nie, już nie jest – otarła łzy – Zniknij – dodała i odeszła (…)

Witajcie po dłuższej przerwie. Bardzo przepraszam za brak kolejnego rozdziału, ale nie miałam czasu :/
Od tygodnia po głowie krążył mi nowy pomysł i co do tego one shot'a i co do rozdziału. Dzisiaj dopiero wieczorkiem w ten smutny dzień, jakim jest Wszystkich Świętych napisałam dla Was pierwszą część.
Mam nadzieję, że historia, w którą zaczynam Was wprowadzać, spodoba się Wam :)
Do następnego posta! 
Aleks :*
Szablon by Katrina