środa, 25 lutego 2015

Rozdział 11 - Nie patrzyłam na ekran

Dedikejszyn dla wszystkich obserwatorów <3
~*~




Madison Ava Cyanne Kasey – w skrócie Mack. Absolwentka Uniwersytetu w Pensylwanii. Zawsze chciałam tam uczęszczać, ale mój ojciec nigdy nie chciał się na to zgodzić. Rodzice Kasey mięli pieniędzy jak lodu, więc mogli posłać ją do tak prestiżowej szkoły dodatkowo za granicę. Mój ojciec także zawsze miał pełną kieszeń, ale był strasznie stanowczy i uporczywy.
                Teraz już dałam sobie spokój z tą szkołą. Widocznie moje życie ma toczyć się w Buenos Aires. Jak na razie chcę ukończyć naukę w Studio. Może zacznę pracować… Ale kto przyjmie mnie - zwykłą dziewiętnastoletnią dziewczynę z wykształceniem muzycznym do wielkiej korporacji, czy chociażby małej firmy? NIKT.
               Przyjrzałam się mojemu wrogowi numer jeden, który odebrał mi wszystkie nadzieje i marzenia. Który chciał mnie zniszczyć, choć miał dopiero zaledwie czternaście lat. Nienawiść i podłość to pierwsze słowa, jakie przychodzą mi do głowy, gdy na nią patrzę. Czuję, że w gardle powstaje mi wielki opór. Ledwo, co przełykam ślinę. Staram się zachować spokój i nie rzucić się na Madison.
                - My się już znamy – burknęłam i zajęłam miejsce obok Jesseni.
- Oh, a skąd? – zaciekawiła się, a ja posłałam jej znaczące spojrzenie, aby nie kontynuowała tematu.
- To nie jest ważne – rzuciłam szybo i posłałam sarkastyczny uśmiech blondynce – Jess, chcia – zaczęłam, ale zdołano mi przerwać -
- Castillo, a może jednak opowiemy naszej drogiej koleżance historie z naszego dzieciństwa? – pogładziła moje ramię, na co w odruchowo odsunęłam się w bok – Przecież tak dużo razem przeżyłyśmy.

- Wątpię, żeby to kogoś obchodziło – skwitowałam – Lebrón, zadzwoń później. Nie spodziewałam się tego po Tobie – powiedziałam oschle i opuściłam lokal trzaskając drzwiami.
Prosiłam Jess o rozmowę. Prośba do przyjaciółki o rozmowę oznacza całkowitą szczerość = zero kłamstw i przede wszystkim konwersacja w cztery oczy. Potrzeba wysłuchania i tym podobne. Niestety musiała gdzieś sobie poznać pannę Kasey i przypałętać ją do kawiarni. Genialnie!
                Znowu ten ból w klatce piersiowej. Wypuściłam nerwowo powietrze z ust. Przykryłam się kocem o kolorze jaśminu. Pachniał Ferro. Wtuliłam się w niego i wciągnęłam kwiatowy zapach perfum, których używa Ludmiła. Niestety nie mogłam długo poleżeć w spokoju, ponieważ usłyszałam piosenkę Beyonce. Wzięłam do ręki mojego iPhone’a i nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
- Słucham? – zapytałam zastanawiając się kim jest osoba po drugiej stronie.
- Nie sądziłem, że odbierzesz – usłyszałam i zamarłam.
- Nie wiedziałam, że to ty – rzekłam po chwili – Nie patrzyłam na ekran – wyjaśniłam.
- Ludmiła Ci wszystko powiedziała – odparł – Przepraszam, że to nie byłem ja. Przepraszam, że w ogóle to zrobiłem. Przepraszam, że wyszedłem ze szpitala, przepraszam! Tak bardzo teraz żałuję tego wszystkiego.
- Najpierw Cassie, teraz Francessca – szepnęłam zrezygnowana – Leon, ja już nie potrafię myśleć lojalnie. Zdecyduj się, co chcesz osiągnąć swoimi czynami. Musisz wiedzieć czy chcesz mnie odzyskać, czy chcesz być z Cass… Powiedz szczerze czy coś do mnie jeszcze czujesz?
- Violetto -
*pip* *pip* *pip*
Bateria rozładowana! Ugh!
                Chłodne kropelki wody spływające po moim ciele to jedyne, co teraz potrzebowałam - prysznic. Muszę się trochę otrząsnąć po rozmowie z Verdasem. Właśnie miał wyznać mi miłość! Lub… coś innego, ale na pewno było to ważne. Do tej pory nie oddzwonił. Minęło pół godziny i nawet nie raczył wybrać mojego numeru. Ale za to dostałam sms’a:

Od: 435 761 976
BAD :’)
             M.a.c.k

Cała wiadomość to „BAD”. Co to ma znaczyć? Że mam niby kupić starą płytę Michaela Jacksona?*
Jeszcze tej jędzy mi brakowało...

***
* cytat z serialu Pretty Little Liars, sezon 1, odcinek 17
Hello :/
Znowu przychodzę późno z rozdziałem. I jeszcze z jakim krótkim! No niestety musicie mi wybaczyć misie:(
Drugi tydzień szkoły i już zapowiedziane dwa testy i zaliczenie ze śpiewu.
Myślałam, że coś uda mi się napisać w niedzielę, ale jak się okazało musiałam pojechać do rodziny na jakieś spotkanie. W sumie to mogłabym pisać na telefonie, ale padła mi bateria (tak jak naszej Vilu :D) nie wiedzieć czemu skoro ładowałam mojego Szajsunga przez całą noc ;-;
Dobrze, dobrze... już się nie rozpisuję.
Dziękuję moim stałym komentatorom i tym którzy z chęcią wpadają na bloga i czytają rozdziały.
Nie będę taka zła :>
11 komentarzy = next
                Love,
~ Aleks :*

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 10 - Ból




                - Poczuj to, kochanie – wyszeptał Leon do mojego ucha i bardzo delikatnie przygryzł jego płatek zębami – Poczuj miłość – nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Moje ciało zastygło. Jego usta było coraz bliżej moich, czułam jego oddech na moim policzku…
-
Jesteś obawą, nie dbam o to. Bo nigdy nie byłem tak wysoko. Podążaj za mną w ciemności. Leżeliśmy na ogromnym łożu, na którym leżały porozrzucane czerwone płatki róż. W pewnym momencie poczułam ból między nogami i syknęłam…

                Obudziłam się z przerażeniem. Musiałeś mi się przyśnić akurat teraz – powiedziałam z wyrzutami w myślach. Nie zważając na godzinę w natychmiastowym tempie wybrałam numer do mojej przyjaciółki.
- Słucham? – usłyszałam zaspany głos blondynki – Coś się stało Vils?
- Przyjedź, proszę – szepnęłam przestraszona i rozłączyłam się.
Odłożyłem telefon na szafkę nocną i zapaliłam małą lampkę. Z korytarza dobiegały przeróżne odgłosy. Przeważnie krzyki lekarzy wołających swoje asystentki czy położne, próbujących ratować ludzi z wypadków lub nieuleczalnie chorych przypadków.
                 Ludmiła pojawiła się w drzwiach i posłała mi nerwowy uśmiech. Podeszła do łóżka i położyła na krześle swoją czarną torebkę. Przesunęła ją lekko, aby mogła usiąść.
- Śnił mi się – powiedziałam, a między nami nastała cisza. Wiedziałam, że Ferro rozumie o kogo mi chodzi. Już nawet mogła się domyśleć, co mogło mi się przyśnić. Czasami przydaje się, kiedy przyjaciółka zna Cię na wylot. Gdy nie wiesz, co powiedzieć, ona już wie i tylko czeka, aż poukładasz sobie słowa w głowie.
- Nie powiedziałam Ci prawdy – podrapała się po karku -
Związek Leona z Fran jest wymyślony. W firmie jego rodziców nie było za dobrze i postanowili zacząć współpracę z konkurencją. Kazali im chodzić, żeby polepszyć kontakty biznesowe. Musiał rozkochać w sobie Francescę… Ona też nie zna prawdy – zakończyła swój monolog i spojrzała na mnie smutnymi oczami.
- Przepraszam, że Cię tu ściągnęłam. Jedź do domu, ja muszę wszystko na spokojnie przemyśleć.
                Ból w okolicach klatki piersiowej – tylko to czułam od kilkunastu minut. Z trudem łapałam oddech. Nie mogłam dłużej czekać, więc wezwałam lekarza. Wykonał mi badania i wyszedł z pomieszczenia bez słowa. Już dłużej tu nie wytrzymam. Postanowiłam opuścić szpital na żądanie.   Gdy tylko otrzymałam wypis założyłam swoje ubrania i uczesałam skołtunione włosy. Nie miałam przy sobie żadnej szminki, pudru czy kredki do oczu. Musiałam pokazać się na ulicy bez makijażu. Wyszłam przed szpital i wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki stojącej na parkingu. Powiedziałam kierowcy, dokąd ma mnie zawieść i podałam mu dwadzieścia peso, nie zwracając uwagi na to, że nie znam jeszcze dokładnej kwoty za przewóz. Po krótkiej chwili znajdowałam się pod domem Ferro.
                - Jest Violetta?
Stałam za ścianą podsłuchując rozmowę Ludmiły i Leona. Prosiłam ją, żeby nie mówiła, że tu jestem. Chciałam jeszcze przedłużyć swoją samotność.
- Tak. Powinna być na górze – odpowiedziała na jego pytanie. Szlak.
Popędziłam do swojego pokoju i włożyłam granatowe Louboutiny. Sięgnęłam jeszcze po telefon z półki i zmierzałam do wyjścia. Minęłam się z nimi w przedpokoju. Z trudem uniknęłam jego wzroku.
- A ty gdzie się wybierasz? – usłyszałam surowy ton blondynki – Vils, nie możesz jeszcze wychodzić z domu. Wypisałaś się wcześniej, więc powinnaś jeszcze poleżeć – skwitowała.
- Po prostu na chwilę wychodzę – burknęłam schodząc po schodach.
- Dlaczego mnie unikasz – poczułam, że Verdas pociąga mnie za rękę, przez co straciłam chwilowo równowagę i… wylądowałam w jego ramionach.
Niestety musiałam szybko się otrząsnąć. Złapałam ręką poręcz i zbiegłam wręcz na dół. Wzięłam z wieszaka płaszcz i wybiegłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Wybrałam numer do Jess.
- Musimy się spotkać – rzuciłam.
- Jestem przy Primera Junta. Co powiesz na Starbucks?

- Okey, za dwadzieścia minut – powiedziałam – Zajmij stolik.
Mój ton zrobił się oschły. Niby powinnam być szczęśliwa, że Leon chce wyjaśnić całą tą sytuację i walczy chociażby o naszą przyjaźń. Ale jednak coś mi podpowiada, żebym trzymała na razie do niego dystans. Choć nie jestem pewna czy robię dobrze… Dlatego właśnie muszę pogadać z Jessenią.
Zauważyłam podjeżdżający autobus. Z trudem do niego podbiegłam i wsiadłam do środka. Zajęłam miejsce i patrzyłam w to, co działo się za szybą. To, co działo się poza mną.
                Weszłam do mojej ulubionej kawiarni. Zauważyłam dziewczynę przy stoliku na samym końcu lokalu. Zdjęłam z siebie płaszcz i zaczęłam podążać w jej kierunku. Po chwili jednak zauważyłam, że dosiada się do niej blond włosa dziewczyna.
- Hej Violu – uśmiechnęła się – Poznaj Mack – wskazała ręką na osobę siedzącą naprzeciwko niej. Skąd ona ją zna? Czy coś jeszcze zaskakującego szykuje dla mnie los?


***
Ja tak na szybko :D
Dżizas, ludzie jest 23 a ja dodaję dopiero jakże krótki rozdział :/
Bardzo przepraszam, ale zaczęła mi się szkoła no i oczywiście poleciały testy i dużooo prac domowych. Cisną nas, oj cisną :x
Nie mam pojęcia kiedy ukarze się kolejny rozdział.
Dziękuję, że ze mną jesteście.
Czekam na Wasze opinie :')
Kocham <3
~ Aleks :*

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 9 - V Company Inc.

Dziewiątka dedykowana Rachel.
~*~



                - Nie możecie jechać szybciej? – spytałem z wyrzutami, gdy zorientowałem się, że jedziemy na sygnale z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę – Ona musi jak najszybciej trafić do szpitala, musi zbadać ją lekarz… -
- Wiem, co robię – burknął kierowca. Przewróciłem tylko oczami w odpowiedzi i modliłem się, żeby moja kruszynka przeżyła. Czuję się winny. Znienawidziła mnie, chciała odejść ode mnie jak najdalej. Mogłem zostawić ją w spokoju, może nie doszłoby wtedy do wypadku.
                Zauważyłem, że dojeżdżamy na miejsce. Szybko wyskoczyłem z karetki, aby mogli wynieść Violettę na noszach. Skierowałem się za ratownikami medycznymi do wejścia. Mężczyźni zabrali ją do wolnej sali, a ja usiadłem na jednym z krzesełek ustawionych przy ścianie. Wzrok wlepiłem w podłogę, a następnie w moje buty. Po kilku minutach mogłem usłyszeć dźwięk stukania obcasów. Przede mną pojawiła się Ludmiła. Usiadła obok i położyła rękę na moim ramieniu. Widziałem, że chce coś powiedzieć, ale zdążyłem zacząć pierwszy.
- Wyjaśnię Ci tą sytuację. Tylko mi nie przerywaj – oznajmiłem – Związek z Francescą jest wymyślony. Ostatnio w firmie moich rodziców nie było za dobrze i postanowili zacząć współpracę z konkurencją, czyli rodzicami Włoszki. Kazali mi z nią chodzić, żeby polepszyć kontakty biznesowe z państwem Cauvigilia. Więc musiałem rozkochać w sobie Fran i jak na razie nie umiem wyznać jej prawdy. Muszę dalej oszukiwać...
- Nie możesz – rzuciła – Kłamiąc dalej, będziesz ranił Violettę. Wiesz, że ona najbardziej liczy sobie szczerość. Jeżeli chcesz to kontynuować to lepiej o niej zapomnij.
- Ale ja nie potrafię – szepnąłem – Nie potrafię o niej zapomnieć, nawet gdy jestem z Cassie.
- A czego się spodziewałeś? – prychnęła - Myślałeś, że jakiś plastik odmieni twoje życie i da Ci miłość, którą potrafiła oferować tylko Castillo?
Nic więcej już nie powiedziałem. Przesiedziałem z blondynką całą noc w szpitalnym korytarzu. Gdy nastała ósma godzina pozwolono nam porozmawiać z Violettą. Pierwsza poszła Ferro, a ja w tym czasie poszedłem do łazienki. Przemyłem twarz i ręce. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze – podkrążone oczy, smutek, ale i też poświęcenie dla ukochanej osoby. Ruszyłem pod salę szatynki. Zapukałem i niepewnie wszedłem do środka. Spojrzałem na nią. Leżała przykryta białą pościelą, podłączona do tysiąca urządzeń. Miała zabandażowany nadgarstek. Uśmiechała się blado do Ludmiły, ale gdy tylko mnie zobaczyła jej mina spoważniała.
- Leon, wyjdź – powiedziała stanowczo.
- Ale – próbowałem coś powiedzieć.
- Wyjdź – poprosiła tym razem błagalnym tonem, więc posłusznie opuściłem pomieszczenie. Nie dziwię jej się. Gdybym był na jej miejscu możliwe, że zachowywałbym się podobnie. Jak zwykle Verdas musiał wszystko spieprzyć. Zamyślony wróciłem na korytarz. Poczułem wibracje w kieszeni moich spodni. Odebrałem telefon nie patrząc nawet kto dzwoni.
- Synu, przyjedź proszę do firmy – usłyszałem głos ojca.
- Teraz nie mogę – odparłem – Jestem w szpitalu, Violetta miała wypadek… -
- Yhh – westchnął – Chciałem przekazać Ci rolę dyrektora. Postanowiłem, że odejdę na emeryturę.
- Jak to? – spytałem zdziwiony. Ja i wielka firma? Już widzę siebie ciągle zabieganego w wielkim budynku V Company Inc. Dlaczego zawsze muszę mieć pecha?
- To nie jest rozmowa na telefon – skwitował – Będę czekał na Ciebie o piętnastej w moim biurze. Masz się zjawić punktualnie – dodał i zakończył rozmowę.

                                Błądziłam oczami po blado-zielonych ścianach mojej sali. Co jakiś czas mój wzrok lądował na blondynce siedzącej przy moim łóżku. Kiedy Leon tu wszedł… Nie wiedziałam, co zrobić. Spanikowałam i kazałam mu wyjść, choć byłam tak bardzo ciekawa, co chce mi powiedzieć. Cały czas czekałam na wyjaśnienia, ale nie pozwalałam mu dojść do głosu. Już nawet nie przejmuję się tym cholernym wypadkiem, tylko nim. Bo to on cały czas zajmuje moje serce i zaprząta moją głowę.
- Violu – z zamyśleń wyrwał mnie głos Ludmiły – Co zamierasz zrobić po wyjściu ze szpitala?
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą – Chciałabym znaleźć jakąś pracę. Ojciec pewnie nie będzie dawał mi kieszonkowych, bo przecież uznał, że jestem dorosła. A ja nie chcę, żebyś mnie utrzymywała razem z Twoją mamą.
- A co ze Studio? Nie musisz szukać pracy… Przecież nie jesteś kłopotem. Bardzo miło nam się z Tobą mieszka. To tylko przyjacielska pomoc.
- Zrozum mnie Lu, chcę się przyzwyczaić do innego życia. Domyślam się, że nie będzie mi łatwo, ale muszę stawiać się przeciwnościom losu – odparłam.
- Mhm – mruknęła – Pójdę do domu się przebrać. Poproszę Leona do Ciebie, musisz z nim porozmawiać – dodała, ucałowała mój policzek i zniknęła za drzwiami. Czekałam dziesięć minut, piętnaście, dwadzieścia, a Verdas nadal nie przychodził. W pewnym momencie do pomieszczenia weszła pielęgniarka.
- Przepraszam, czy widziała może pani na korytarzu młodego chłopaka? Brązowe włosy, zielone oczy…? – spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
- Niestety nie – odparła – Pewnie na niego czekałaś, a on nie przyszedł? – spytała, a ja kiwnęłam głową. Czy ta kobieta mnie szpieguje? A może czyta mi w myślach? – Tacy są faceci. Będziesz się musiała przyzwyczaić. Raz ranią, raz kochają. Ale za to właśnie pragniemy ich coraz bardziej – wyjaśniła kobieta i wzięła się za podłączanie kroplówki.
                Drzewa z rosnącymi różowymi kwiatami, jezioro i jedna mała zielona ławeczka na środku. To wszystko tworzyło razem niesamowity nastrój. Miłość unosiła się w powietrzu. Trzymając za rękę szatyna skierowałam się w stronę ławeczki. Przysiadłam na drewnianym brzegu i obserwowałam mojego chłopaka, który zrywał z gałęzi śliczny kwiat. Odwrócił się w moją stronę i wczepił go w moje włosy. Posłał mi uśmiech, przez który moje policzki zrobiły się czerwone.
- Leon, obiecaj mi, że już nigdy mnie nie zostawisz – szepnęłam.
- Obiecuję – odparł siadając obok mnie. Pogłaskał dłonią mój policzek, a następnie złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.

- A jednak mnie zostawiłeś – powiedziałam – Znowu.
Po chwili mogłam poczuć, jak po mojej twarzy spływa pojedyncza łza samotności.
                                               
***
Witajcie! :D
Tak jak mówiłam, rozdział miał się pojawić do czwartku, więc.. jest >:3
Dziesiątka powinna ukazać się do wtorku, ale nie wiem jak to będzie, bo zaczyna się u mnie szkoła od poniedziałku. Na dzień dobry mam dwa testy do napisania :')
Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się spodoba. Będę miała jeszcze dla Was wiele zaskakujących scen.

12 komentarzy = next


P.S
Dziękuję za 111 tys. wyświetleń <3 Nie mogę w to uwierzyć *-*
Kocham Was!
~ Aleks :*

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 8 - Nie uda Ci się

Dedykacja dla Madzi Vilovers i Maybe no?
~*~


                - Oszukałeś mnie– szepnęłam, po czym na moich policzkach pojawiły się łzy – Jesteś pieprzonym kłamcą. Możesz zapomnieć o naszym wyjeździe – skierowałam swoją wypowiedź do Leona i rzuciłam jego telefon na łóżko.
- To nie tak, jak myślisz -  
– Nie odzywaj się do mnie – syknęłam i opuściłam jego pokój. Jestem załamana. Jak Francesca mogła być z Leonem i mi o tym nie powiedzieć. Myślałam, że są moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Castillo, znowu się na nich nim zawiodłaś.
                Cześć kochanie – powiedział do telefonu – Już nie mogę się doczekać kiedy Cię zobaczę. Kocham Cię bardzo, pamiętaj - zakończył rozmowę i poszedł do łazienki. W tym czasie podeszłam do leżącego na biurku iPhone’a i wzięłam go w swoje dłonie, następnie odblokowałam. Najechałam palcem na ikonkę oznaczającą ‘ostatnie połączenia’. Rozmowa zakończona – Fran  
               
Dlaczego ludzie są tacy podli? Dlaczego chcą cały czas krzywdzić innych? Dlaczego zawsze jest tyle pytań i nie ma odpowiedzi? Czas odsunąć się od ludzi i zająć się swoim życiem, Violu.
                Weszłam na górę po drewnianych schodach. Przejrzałam się w lustrze, stojącym na korytarzu. Wyglądałam fatalnie. Powędrowałam do łazienki, w której wzięłam prysznic i umalowałam się. Założyłam na siebie ciepły sweter i jeansy. Przeczesałam jeszcze raz włosy i wróciłam do sypialni. Wzięłam laptopa z biurka i usiadłam z nim na łóżku. Otworzyłam klapę, nacisnęłam przycisk włączania i poczekałam, aż się załaduje. Weszłam na stronę pierwszego lepszego sklepu i zamówiłam kilka produktów. Wcześniej prosiła mnie o to Priscilla.
Na popołudnie umówiłam się z Ludmiłą w naszej ulubionej kawiarni. Wcześniej jednak postanowiłam wstąpić do taty i zobaczyć jak trzyma się Jess.
Za oknem panował chłód i padał deszcz. Zarzuciłam kaptur na głowę i wybiegłam z domu. Co z tego, że normalni ludzie korzystają z parasola – powiedziała moja podświadomość z lekkim sarkazmem.
Droga zajęła mi kilka minut. Gdy znajdowałam się już pod drzwiami nacisnęłam na dzwonek dwa razy, tak jak zawsze to robiłam. Po chwili w drzwiach ukazała się Jessenia.
- Viola – pisnęła i rzuciła mi się na szyję – Jak dobrze, że przyszłaś.
- Mogę wejść? – spytałam dotykając mokrego materiału mojej bluzy – Wiesz, pogoda trochę nie dopisuje.
- Oh, tak jasne – zaśmiała się nerwowo i otworzyła szerzej drzwi.
- Jest tata? – ściągnęłam mokrą część ubioru i zawiesiłam na wieszaku – Wspominał w ogóle coś o mnie? – zapytałam z wielką ciekawością.
- Tak, powinien być na górze – odparła – Nic nie mówił, od momentu kiedy wyprowadziłaś się do tej… Ludmiły. Cały wolny czas spędza z moją mamą, a ja dostaję co chwilę jakieś kary i siedzę zamknięta w pokoju. Śpiewam sobie piosenki dla poprawy humoru – powiedziała i poprawiła kosmyki spadające na jej bladą twarz.
- Przykro mi – zaczęłam.
- Nie martw się. Jest okey i wcale nie jestem na Ciebie zła. Przecież masz prawo mieć trochę własnego życia – odpowiedziała i posłała mi nieśmiały uśmiech.
- Pójdę do taty – skierowałam swoją wypowiedź do dziewczyny i ruszyłam w lewą stronę, aby znaleźć się w gabinecie mojego taty.
- Cześć – przywitałam się – Jesteś zajęty?
- Tak – rzucił obojętnie nawet na mnie nie spoglądając – Przyjdź później.
- Co? -
- Przyjdź później – powtórzył – Skoro jesteś już dorosła, wyprowadziłaś się, to zdołasz poczekać i przyjdziesz kiedy indziej – dodał.
Zacisnęłam pięści. Gotowało się we mnie. Czułam się jakby ktoś polał mnie wrzątkiem. Niemiłosiernie mnie piekło i bolało. Bez słowa opuściłam dom Castillo. A może już Lebrón?

                - Czekaj, czekaj – powiedziała Ludmiła popijając truskawkowe latte – Czy ja dobrze zrozumiałam? Verdas kręcił z Francescą i Cassie jednocześnie? – spojrzała się na mnie ze zdziwieniem, a ja przytaknęłam głową – To do niego nie podobne.
- Kłamca –burknęłam i rozpoczęłam błądzenie widelczykiem po moim talerzyku, gdzie przed chwilą znajdowała się szarlotka.
- Mam wrażenie, że po prostu jesteś zazdrosna, bo wybrał Twoją przyjaciółkę, a nie Ciebie.
Blondynka powiedziała czystą prawdę. Czuję się jakby ktoś odbił mi chłopaka, choć tak naprawdę nie byłam z nim w związku.
- Niestety ponownie będę musiała spróbować o nim zapomnieć – przymknęłam oczy i wypuściłam powietrze z ust.
- Nie uda Ci się – rzuciła z uśmiechem, a ja spiorunowałam ją wzrokiem – No co? Jestem z Tobą szczera – posłała mi współczujące spojrzenie i ścisnęła moją rękę.
- Zbieramy się? – spytałam wstając od stołu.
- Tak, tak… - blondynka zarzuciła na siebie czarną skórę, a do ręki wzięła torebkę z pozłacaną rączką od Chanel. Poprawiła swoje włosy i dała mi znak, że możemy już wychodzić z kawiarni.  Przechadzałyśmy się uliczkami Buenos Aires. Ludmiła dalej drążyła temat mojego byłego i jak zwykle wymyślała ‘co by było gdyby…’

                Myślałem cały czas jak wytłumaczyć całą sprawę Violetcie. Chodziłem od kilku minut po centrum miasta bez żadnego celu. Gdy mijałem wielki biurowiec usłyszałem znajomy głos.
- Ludmiła daj mi wreszcie spokój! – krzyknęła z oburzeniem – Przecież wiesz, że kocham Leona.
Po chwili poczułem, że zderzam się z drobnym ciałem. Zdążyłem złapać ją w tali, aby nie upadła. Już miałem zatopić się w jej oczach, gdy odepchnęła mnie od siebie i ruszyła do przodu.
- Violetta, zaczekaj! – krzyknąłem i zacząłem ją gonić. Nawet się nie zorientowałem gdy usłyszałem przeraźliwy huk i to, co zobaczyłem zwaliło mnie z nóg.


***
Niespodzianka! :D
Powiedziałam, że nie będzie rozdziału, a jednak :))
Udało mi się złapać wi-fi, a ponieważ dziś strasznie mocno wieje wiatr i pada cały czas śnieg nie wybrałam się na narty i spędziłam całe popołudnie w góralskim domku c:
Może uda mi się napisać jeszcze jeden rozdział do środy lub czwartku, ale nie jestem pewna.
Ostatnia część rozdziału pisana z perspektywy Leona. Trochę krótko, ale następnym razem nasz przystojniak będzie mówił od siebie trochę więcej :3
10 komentarzy = next
~ Aleks :*
Szablon by Katrina