czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział #16


Rozdział dedykuję Veronice Blanco i Patty Verdas. Dziękuję, że jesteście

- Dziękuję – zwróciłam się do rudowłosej.
- Ale o co chodzi? – zapytała niezrozumiale.
- Dziękuję, bo… dałaś mi do zrozumienia, że warto walczyć o swoją miłość.
- Nie ma za co, Vils. Od tego ma się przyjaciół – uśmiechnęła się.
- Ale – zanim się wypowiedziałam próbowałam poukładać wszystkie słowa w swojej głowie, aby nie zabrzmiało to dziwnie – jesteś inna niż Francesca. Ona powiedziałaby swoje i odeszła wkurzona, ponieważ nie robisz po jej myśli. Nie mówię tego, bo jestem z nią pokłócona, tylko dlatego, że zawsze… chciała mi coś udowodnić. Jest i była bardzo dobrą przyjaciółką, ale ja jej wszystko wybaczałam, a ona mi nie. Zawsze mówiła „Żyj chwilą, a nie przeszłością”. A ja uważam, że Fran powinna uczyć się na swoich błędach, a nie cały czas je popełniać. Gdyby raz zajrzała do swojej przeszłości nie zaszkodziło by jej to…
- Rozumiem Cię doskonale. Ale ona już taka jest i nic nie zrobimy.
- Łączy nas bardzo duża więź. Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Jest dla mnie bardzo ważną osobą. Straciłam już mamę, tatę… Ale nie chcę jej stracić, choć jest jaka jest.
- Pamiętaj, że zawsze masz Leona, mnie, Lu i Naty. Przecież nigdy Cię nie zostawimy.
Nic nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się niemrawo. Przymknęłam powieki i włożyłam białe słuchawki do swoich uszu.
Nie czekałam długo, a już znudziło mi się słuchanie muzyki. Zaczęłam grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu… Sama nawet nie wiem czego. W jeden z przegródek znalazłam mój stary notatnik. Skąd on się tu wziął? Zaczęłam przeglądać swoje wpisy, bazgroły i rysunki z gimnazjum. Przeglądając strony zeszytu, coś wysunęło się z jego tylnych stron. Pociągnęłam za kolorowy rancik i wzięłam ową rzecz w do ręki. Okazało się, że jest to zdjęcie moich przyjaciółek.
- Cam – szturchnęłam lekko przyjaciółkę, która była pochłonięta lekturą – Cami.
- Tak?
- Zobacz – pokazałam jej zdjęcie. Ujęła je lekko, aby go nie pogiąć i przyjrzała mu się dokładnie. Odwróciła je i przeczytała na głos – Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moją przyjaciółką – 17 listopada 2010 roku.
- Byłyśmy wtedy szczęśliwe… Bez żadnych problemów, trudności.
- Gimnazjum to jednak najlepszy czas. Poznajesz nowych ludzi, zmieniasz się. Dociera do Ciebie, że do szczęścia potrzebujesz tylko miłości jaką daje Ci twój chłopak lub rodzice.
- A właśnie, czy to jest Lara? – wskazałam palcem na dziewczynę w okularach.
- Tak. Raczej tak.
- Szkoda, że wyjechała do Hiszpanii. Brakuje mi jej.
- Kogo Ci brakuje? – zza mojego fotela wyłoniła się głowa Ferro.
- Lary. Pamiętasz ją? – podałam jej fotografię.
- Ach, tak. Była super przyjaciółką.
- Muszę gdzieś wkleić sobie to zdjęcie – powiedziałam zdecydowanie – Ale… moją wypowiedź przerwał głos pilota.
- Witam państwa. Z powodu pogody będziemy mieli małe opóźnienie. Lot przedłuży się o około dwadzieścia minut. Bardzo przepraszam.
Schowałam zdjęcie do notatnika i włożyłam przedmiot do torebki. Oparłam się o ramię Camili i odpłynęłam.
- Vils, wstawaj. Już lądujemy.
Otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie. Zamrugałam i poprawiłam swoje włosy.
- Już? Tak szybko?
- Spałaś dwie godziny – zaśmiała się rudowłosa.
- Oł.. No chyba, że tak – odparłam jeszcze nierozbudzona. Wyjęłam ze swojej torebki balsam do ust Eos i nawilżyłam nim usta.
- Proszę zapiąć pasy. Lądujemy – usłyszałam polecenie z głośników i od razu je wykonałam. Po chwili znaleźliśmy się już na ziemi i wyszliśmy z samolotu. Odebrałam swoje bagaże tak jak inni. Na kartce miałam zapisany adres hotelu, w którym mamy się zatrzymać na kilka dni. Ustaliliśmy, że pojedziemy dwoma taksówkami. Włożyłam wraz z Camilą bagaże do żółtego pojazdu i zajęłam miejsce z tyłu tak samo jak moja przyjaciółka.
(Rozmowa toczy się po angielsku)
- Gdzie chcą panie jechać?
- 34-36 Clarges Street.
- Dobrze.
Po piętnastu minutach podjechaliśmy pod hotel. Podałam kierowcy odpowiednią sumę i wyszłam z pojazdu. Wyjęłam z bagażnika swoją walizkę i weszłam na chodnik. To samo uczyniła Camila. Poczekałyśmy chwilę, aż zjawi się Ludmiła z Federico. Nie czekałyśmy długo. Udaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry. Jesteśmy z konkursu You-Mix’u.
- Witam – uśmiechnęła się młoda brunetka – Proszę. To klucze do waszych apartamentów. Szóste piętro, pokoje numer sto pięćdziesiąt jeden i sto pięćdziesiąt dwa.
- Dziękujemy.
- Miłego pobytu.
Podeszłam do windy i wcisnęłam guzik. Po chwili drzwi się otworzyły i wpakowaliśmy się do wielkiej windy. Ludmiła wcisnęła przycisk z numerem sześć. W środku grała cicha muzyczka. Wymienialiśmy się tylko uśmiechami. Gdy byliśmy na wyznaczonym piętrze, udaliśmy się do pokojów. 
- O boże – powiedziałam cicho, gdy znalazłam się w apartamencie – Tu jest cudownie! – krzyknęłam i przytuliłam się do Camili.
- Mi też się podoba – uśmiechnęła się – Chodź zobaczymy łóżka – pociągnęła mnie za rękę do sypialni. To co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło.
- Łoże małżeńskie – zaśmiałam się.
- Ja śpię po lewej! – krzyknęła i rzuciła się na łóżko.
- Tylko mnie nie zgwałć – dodałam i położyłam się obok Cami.
- Spokojnie. To pozostawię Leonowi – powiedziała, za co dostała ode mnie poduszką – Wariatka! – krzyknęła i mnie też uderzyła poduszką.
- A więc wojna? – zaczęłyśmy się nawalać.
Do pokoju weszła Ludmiła wraz ze swoimi chłopakiem.
- Dziewczyny! – krzyknęła, a my spojrzałyśmy na nią jak małe dzieci, które udają, że nic nie zrobiły – Czemu nawalacie się beze mnie? – uśmiechnęła się i wzięła poduszkę do ręki. Tym razem uwzięłyśmy się na Federico.
Po kilku minutach opadłyśmy zmęczone na podłogę.
- Już mi się podoba – powiedziałam i zdmuchnęłam włos wchodzący mi na nos.
~*~
Obudziłam się przed przyjaciółką Torres. Wstałam i powędrowałam do stoliczka, na którym leżał telefon stacjonarny. Wykręciłam numer do recepcji.
- Dzień dobry. Mogę poprosić o duży zestaw śniadaniowy do pokoju numer sto pięćdziesiąt dwa.
- Oczywiście. Będzie gotowy za około dziesięć minut.

 - Dziękuję – odłożyłam słuchawkę i poszłam się ogarnąć. Po chwili byłam ubrana i umalowana. Zaczęłam czesać sobie włosy, ale usłyszałam pukanie do drzwi i cichy głos – Obsługa.
Otworzyłam drzwi i odebrałam tacę od młodego mężczyzny.
- Dzięki – czekał jeszcze na napiwek, ale zamknęłam mu drzwi przed nosem – Pech – powiedziałam sama od siebie.
Postawiłam na stole w salonie tacę i usiadłam na kanapie. Wybrałam jogurt z chrupkami kukurydzianymi i sałatkę warzywną.
- Cześć Vils. Zostawiłaś coś dla mnie? – zaśmiała się Camila wchodząca do pomieszczenia.
- Przecież nie jestem tak wielkim żarłokiem – odparłam – Chyba… - dodałam już ciszej.
Dosiadła się do mnie i zaczęła konsumowanie sałatki owocowej.
- Ale tu mają dobre jedzenie – powiedziała z pełnymi ustami.
- To zwykła sałatka. It’s not special – dodałam z uśmiechem.

---
Zaskoczeni? :D
Rzadko dodaję rozdziały co dzień, ale teraz macie taki bonus ;p
Jutro postaram się wstawić os :)
Następny rozdział może... między 4 a 7 sierpnia.
10 kom = next ;3
Dacie radę!
Ciao :*
~Aleks

środa, 30 lipca 2014

Rozdział #15



- Cztery osoby, które pojadą do Londynu i nagrają piosenkę z Jade Thirlwall to… Ludmiła, Federico, Camila oraz Violetta! Gratulujemy zwycięzcom.
- I przypominamy, że wylatujecie dzisiaj o 21! – dodał Antonio – Miłej podróży.
Na sali zapanował chaos. Wszyscy szukali swoich przyjaciół, aby pogratulować zwycięstwa lub samego udziału. Przepchnęłam się przez kilka osób i dotarłam do Kathy.
- Szkoda, że nie wygrałaś – powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Bez przesady. Cieszę się, że ty pojedziesz do Londynu i nagrasz piosenkę ze swoją idolką – uśmiechnęła się promiennie.
Odwzajemniłam uśmiech – Idę poszukać zwycięzców.
Cała trójka stała pod sceną i rozmawiała. Podeszłam do nich i wymieniłam się swoimi poglądami na temat wyjazdu. Ustaliliśmy z kim będziemy w pokoju. Ponieważ Ludmiła jest z Federico będą razem, a ja z Camilą.
- Wiecie gdzie jest Fran?
- Stoi tam – wskazała palcem blondynka. Zauważyłam skuloną przy ścianie szatynkę.
- Dzięki – podeszłam do przyjaciółki.
- Co jest Fran?
- Nic… - otarła się z łez.
- Nie płacz. Będzie jeszcze dużo szans.
- Tak, ale ty zawsze zwyciężysz!
- Nie praw… -
- Prawda! Życie to jedno wielkie oszustwo – krzyknęła i odeszła.
- Francesca!
- Zostaw ją. Musi ochłonąć – powiedziała Camila.
- Masz rację… Idziemy do Resto?
- A Ludmi i Fede?
- Nie będziemy im przeszkadzać. Chodź – pociągnęłam przyjaciółkę za rękę.
Szłyśmy wąskimi uliczkami parku, aby dotrzeć do naszego ulubionego miejsca odpoczynku – Resto. Ponieważ był środek wiosny, pięknie rozkwitnięte kwiaty dodawały uroku temu wszystkiemu. Małżeństwa spacerujące ze swoimi dziećmi. Seniorzy wraz ze swoimi wnuczkami. A młodzi ludzie biegający ze swoimi psami.
- Violu, a jak tam u Ciebie i Leona?
- Yy… - chciałam jak najbardziej uniknąć tego tematu – Dobrze…
- Violetta nie ściemniaj.
- Masz rację. Jesteś moją przyjaciółką, powinnam Ci powiedzieć.
- No więc?
- Tak w skrócie to… Fede jest moim bratem, Angie ciocią. Leon tego nie wiedział i zobaczył jak żegnałam się z bratem i pomyślał, że go zdradzam. Od tej pory ze sobą nie rozmawiamy.
- Przykro mi – przytuliła mnie – Ja kiedyś też nie wiedziałam o moim bracie. Podobno mieszka teraz w Atlancie – uśmiechnęła się niemrawo.
Po chwili doszłyśmy do baru i zajęłyśmy stolik pod oknem.
- Co bierzesz? – zapytała rudowłosa.
- Cafe latte karmelowe.
- To ja wezmę truskawkowe. Pójdę zamówić.
- Oki.
Skierowałam swój wzrok na szybę. Za nią wszystko tętniło życiem. Pomyśleć, że już niedługo będę w Londynie i prawdopodobnie będę gubiła się w tumie – prychnęłam. Nagle coś przykuło moją uwagę. Ten t-shirt, włosy na żelu… Do baru wszedł Leon. Szybko wzięłam menu do ręki i udawałam, że go nie widzę. Swój wzrok zatopiłam w czarnym druku.
Do stolika podeszła z naszym zamówieniem Torres i usiadła naprzeciwko mnie.
- Co taka zamyślona? – zatopiła swoje usta w gorącym napoju.
- Leon tu jest.
- To dobra okazja, żebyście do siebie wrócili. Pokaż, że Ci zależy – powiedziała pełna entuzjazmu.
- Ale to jemu powinno zależeć.
- A co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła go z jakąś dziewczyną?
- Pewnie dałabym mu w twarz.
- No widzisz. Działaj.
- Cami, ale ja na razie nie chce sobie tym zaprzątać głowy. Dziś wieczorem wylot.
- Ok. Jeżeli tak uważasz.
Chciałam coś powiedzieć, ale wycofałam się i wzięłam łyk kawy.
Poczułam wibracje w kieszeni moich jeansów. Wyciągnęłam telefon i odebrałam połączenie od nieznajomego numeru.
- Słucham?
- Pani Violetta Castillo?
- Tak. O co chodzi?
- Z tej strony James Rodriguez. Dzwonię do pani z banku. Nie wpłaciła pani pieniędzy do ustalonej daty.
- Przepraszam, ale jakich pieniędzy?
- Ma pani długi.
- Ja? Długi?
- Tak. Pani ojciec oddał swoje konto zanim zdarzył się wypadek.
- Jaki wypadek? Nic nie rozumiem.
- Yh.. Proszę, aby pani przyjechała jeszcze dziś na policję. Porozmawiamy.
- D-d-dobrze…
Przymknęłam na chwilę oczy i próbowałam się skupić. A więc tata miał długi? Jak mógł mnie tak oszukać? Nie wierzę. Co ja, osiemnastoletnia dziewczyna mogę zrobić w tym momencie? Ojciec prawdopodobnie nie żyje i wszystkie jego długi spadły na mnie. Do tego nie powiadomiono mnie o tym! Dlaczego zawsze muszę mieć takiego pecha?
- Coś się stało? – zapytała widząc moją minę.
- Przepraszam Camilo, ale muszę pozałatwiać kilka spraw.
- W takim razie do wieczora – cmoknęłyśmy się w policzki i wyszłam z baru. Weszłam do pierwszej lepszej taksówki stojącej na ulicy i po kilku minutach znalazłam się na posterunku policji.
- Dzień dobry – powiedziałam cicho i podeszłam do kobiety za biurkiem – Nazywam się Violetta Casti… -
- A tak. Pan James na panią czeka. Pierwsze drzwi po lewo – wskazała palcem.
- Dziękuję.
Weszłam do pokoju, w którym znajdował się policjant i jak się domyślam facet z banku.
- Witam, proszę usiąść – powiedział wysoki blondyn w garniturze.
- Proszę przejść od razu do rzeczy.
- Pani ojciec zginął tydzień temu w wypadku samochodowym. Wszystkie jego długi zostały przeniesione na panią.
- Ile mam do zapłaty?
- Jeden wynosi – spojrzał w papiery – trzydzieści tysięcy, a drugi pięćdziesiąt osiem.
- Jak mam to spłacić? Mam dopiero osiemnaście lat.
- Zostaje pani do wyboru… praca.
- A jeżeli byłabym bezrobotna?
- To można byłoby zmniejszyć o połowę długi, ale i tak musiałaby pani płacić chociaż pięćset złotych z zasiłku miesięcznie.
- Inaczej może pani wylądować w więzieniu – dodał policjant.
- Rozumiem… A jeżeli poszłabym na studia i do pracy dorywczej?
- Wtedy płaciłaby pani miesięcznie siedemset złotych do banku.
- Dobrze. To ja ustalam taką wersję.
- Mhm. Do końca miesiąca proszę wpłacić tysiąc złotych na konto.
- Oczywiście. Do widzenia.
Gdy wyszłam z posterunku odetchnęłam z ulgą. Udałam się do swojego mieszkania i rozpoczęłam pakowanie.
Szczerze? Tak bardzo nie przejęłam się śmiercią ojca. I tak nigdy go nie obchodziłam… Ale był dla mnie bardzo ważny. Kiedyś…
Bardziej boję się długów. Muszę znowu zacząć nowe życie.
Usiadłam zrezygnowana na walizce i schowałam twarz w dłonie.
- Violetta – do pokoju weszła Kat – Violu? – nic nie odpowiedziałam tylko się do niej przytuliłam. Opowiedziałam jej w skrócie, o tym co się wydarzyło.
- Może nie powinnaś jechać do Londynu?
- Nie Kathy. Muszę pojechać. Mogę dostać propozycję pracy.
- Chcesz zostawić Buenos Aires i… mnie?
- Jeżeli będzie to konieczne. Przepraszam, ale nie chcę skończyć życia za kratami.
- Rozumiem.
~*~
- Violetta – usłyszałam za sobą męski głos – Muszę Ci coś powiedzieć – odwróciłam się w jego stronę.
- Co jest tak ważnego w tym momencie? Muszę iść na odprawę.
- To zajmie chwilkę.
- Mam nadzieję – burknęłam.
- Ja… Zależy mi na Tobie. Byłem zszokowany, kiedy dowiedziałem się, że Fede to Twój brat. A wcześniej… Nie chciałem Cię skrzywdzić, to było pod wpływem emocji.
- Ale skrzywdziłeś! Nie spodziewałam się tego po Tobie, Leon.
- Proszę Cię, daj mi jeszcze jedną szanse. Kocham Cię – po jego policzkach spływały miliardy łez.
A ja co zrobiłam? Jak ta totalna idiotka odeszłam. Stał tam i czekał na ruch z mojej strony.
- Pasażerowie lotu Buenos Aires – Londyn są proszeni do wejścia numer sto piętnaście.
Spojrzałam jeszcze raz w prawą stronę. Nie było już go. Właśnie teraz zrozumiałam, że straciłam kolejną bardzo ważną osobę w moim życiu. A może jeszcze nie?
Puściłam walizki i pobiegłam w tamtą stronę.
- Vils! – usłyszałam krzyk Ludmiły.
Przepychałam się między tłumami ludzi – Przepraszam, przepraszam… Oh, sorki – Nie zważając na nic biegłam przed siebie. Ujrzałam go przy wyjściu.
- Leon, zaczekaj! – wydarłam się na całą hale, aż ludzie się na mnie dziwnie spojrzeli. Zignorowałam to i podbiegłam do Verdasa rzucając mu się w ramiona. Wydukałam ciche przepraszam. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Tego mi było trzeba.
- Ja też Cię kocham – spojrzałam w jego piękne zielono-brązowe oczy. Przybliżył się do mnie. Chwilę się zawahał i…
- No pocałuj mnie – powiedziałam i poczułam jego miękkie usta na moich. Jak zwykle całował mnie tak namiętnie i zachłannie.
Nagle rozpoczęły się brawa i gwizdy. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy wokoło. Mnóstwo ludzi przyglądało się tej scenie. Trochę się speszyłam i spuściłam głowę, aby ukryć swoje rumieńce.
- Leon. Muszę już iść.
- Jasne. Będę tęsknił.
- Ja też – ostatni raz pocałowałam go i oddaliłam się w stronę wejścia sto piętnaście.
- Violu, gdzie ty byłaś? – zapytał Federico – Musimy już wchodzić, dziewczyny już zajęły miejsca.
- Byłam pożegnać Leona – odparłam uśmiechnięta – A teraz chodźmy. Wyjaśnię Ci wszystko w samolocie – pociągnęłam swoje walizki i ze swoim bratem udałam się na pokład samolotu. 

---
Dobry :)
Tak wiem, wiem... Rozdział powinien być wcześniej, ale nie mogłam się ogarnąć, kiedy wróciłam z wyjazdu. Dzisiaj dopiero napisałam dwie strony :/
Yhh... Jutro lub pojutrze dodam one shot'a +18 o którego prosiło mnie mnóstwo osób na pv.
Nie wiem co jeszcze napisać...
A właśnie. 9 sierpnia wyjeżdżam ZNOWU. Ale możliwe, że zabiorę laptopa i napiszę na zapas rozdziałów :3 Spokojnie Ola pomyślała o wszystkim c:
HASZ TAGI! :D
#Jestem #bogiem. #Mam #dużo #pomysłów #na #rozdziały. #Jej! B)
~Aleks
Iggy ♡

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział #14



Zdenerwowany i zasmucony chodziłem po ulicach Buenos Aires. Niebo idealnie oddawało moje emocje. Było zachmurzone i zbierało się na deszcz. Nie zważając na to dalej szedłem przed siebie. Nie mogło do mnie dotrzeć, że Violetta mogłaby mnie zdradzić. Od zawsze mi się podobała, zaufałem jej. A ona tak po prostu poszła sobie do mojego najlepszego przyjaciela.
Z chmur zaczęły spadać pojedyncze krople. Nie trzeba było długo czekać, aby zrobiła się ulewa. Szybko podbiegłem pod jeden z ulicznych sklepów, którego daszek uchronił mnie przed deszczem. Oparłem się o ścianę budynku i patrzyłem przed siebie. Dziewczyna, może około dwudziestki biegła do swojego jak się domyślam chłopaka. Rzuciła mu się na szyję. Pocałowali się. Nie zwracali uwagi na deszcz, tylko cieszyli się sobą.
Szkoda, że ja nie mogę być szczęśliwy…
Postanowiłem, że porozmawiam z Violettą. Zadzwoniłem po taksówkę, która zawiozła mnie pod dom dziewczyny. Podałem kierowcy pieniądze i wysiadłem z pojazdu, zamykając drzwi. W miarę szybko podszedłem pod drzwi, aby za bardzo nie zmoknąć. Zapukałem. Jeden raz, drugi, trzeci… Ale nikt mi nie otwierał. Zerknąłem przez okno. Po salonie chodziła Kathy, która rozmawiała z kimś przez telefon. Zapukałem tym razem w okno. Blondynka zauważyła mnie i szybko zasłoniła je firanką.
Dlaczego tak się zachowują? Przecież nic nie zrobiłem.
Zrezygnowany udałem się do domu.
~*~
- Violu, jak się czujesz? – zapytała przyjaciółka wchodząca do pokoju.
- Źle – odparłam i pomasowałam obolałą głowę.
- Nie chcę Cię smucić, ale Leon przyszedł…
- Wpuściłaś go!?
- Spokojnie, nie denerwuj się. Stał pod drzwiami, ale już poszedł.
- Mam nadzieję. Nie chcę go teraz widzieć – łzy cisnęły mi się do oczu.
- Nie płacz.
- Jak mam nie płakać? Chłopak, którego kocham zrobił mi krzywdę.
- Zrobię Ci herbatę – powiedziała i wyszła, aby nie kontynuować tematu.
Wzięłam swój telefon do ręki i zaczęłam grać w jakąś durną grę, aby zabić nudę. Po chwili poczułam silny ból w głowie i wypuściłam telefon.
- Kathy!
- Coś się stało? – w drzwiach stanęła zdyszana przyjaciółka.
- Musimy jechać do szpitala.
~*~
Właśnie dojechałyśmy pod szpital taksówką. Jest po 17. Kat zapytała się w recepcji, gdzie mamy się udać i po chwili znajdowałyśmy się pod wyznaczoną salą. Mm.. Strasznie się czuję, a jutro trzeba iść do Studia…
- Kat! Nie mam piosenki na YouMix!
- Vils, nie pójdziesz jutro do szkoły! Oszalałaś?
- Ale obiecałam dziewczynom, że wezmę udział. To dla mnie też duża szansa… Nie każdy może wystąpić z Jade Thirlwall!
- Yhh… Możesz pójść, jeżeli lekarz Ci pozwoli.
- Co? To już sobie mogę pomarzyć!
- Martwię się o Ciebie Vils!
- A ja o Ciebie! To ty masz nogę w gipsie!
- A Ty mogłaś mieć wstrząs mózgu! – krzyknęła – Przepraszam…
- Nic się nie stało – odparłam niemrawo i oparłam się o ścianę.
Po kilku minutach poproszono mnie. Słyszałam jeszcze jak Kat odbiera telefon. Mam wrażenie, że był to Leon.
- I jak panie doktorze? – zapytałam po badaniu tomograficznym.
- Wyniki wyślę pani do domu. Powinny dotrzeć jutro.
- Dobrze… Do widzenia.
Gdy wyszłam przed salę, Kat nagle się rozłączyła.
- Z kim rozmawiałaś?
- Z nikim…
- Blondi.
- Z… -
- No z kim?
- Z Leonem.
- Po cholerę? – zapytałam siadając obok niej na krześle.
- On tu przyjedzie.
- Spoko… Zaraz co!?
- Chce się z Tobą zobaczyć.
- Ale ja nie chcę.
- Dlaczego? Pokłóciłaś się z nim?
Wzięłam do ust dużo powietrza i powiedziałam - Dzisiaj dowiedziałam się, że Fede to mój brat, a Angie to moja ciocia.
- Ale jak to?
- Dziwne co nie?
- Powiedziałaś Leonowi?
- No właśnie nie. Fede odprowadził mnie pod dom i Leon widział jak się żegnaliśmy. Prawdopodobnie usłyszał tylko jak mówiłam, że go kocham…
- To się wpakowałaś.
- No nie żartuj – odparłam z poker facem – Chodźmy stąd.
- A co z Verdasem?
- Nie obchodzi mnie to – sama dziwiłam się, co mówię – Chodź.
- Ale Violka, musisz coś z tym zrobić. Nagle Ci na nim nie zależy?
- Kat to jest moje życie i… - pech chciał, że spotkałyśmy go w wejściu do szpitala. Przyśpieszyłam tępa i odwróciłam wzrok. Niestety złapał mnie za ramię.
- Musimy coś sobie wyjaśnić.
- Nie chcę z Tobą rozmawiać – odparłam oschle.
- Myślałem, że zależy Ci na naszym związku. Myślałem, że mnie kochasz…
- Bo Cię kocham idioto! Nie zdradziłam Cię. Fede to mój brat! Wszyscy jesteście porąbani – wykrzyczałam i uciekłam. Wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki i pojechałam do domu. Gdy znalazłam się w domu od razu ruszyłam do łazienki. Spojrzałam w lustro – wyglądałam jak potwór. Zmyłam makijaż i rozczesałam włosy. Cały czas nie mogłam się opanować od płaczu.
W końcu uświadomiłam sobie, że muszę napisać piosenkę na YouMix.
Usiadłam przy biurku, wyrwałam kawałek papieru z zeszytu i wzięłam długopis. Po około godzinie miałam kilka wersów. Siedziałam nad piątą zwrotką tak długo, że nim się obejrzałam była już dwudziesta trzecia. Do pokoju weszła Kat.
- Violu… -
- Proszę wyjdź. Chcę być sama.
- Dobrze – odparła niechętnie i zniknęła za drzwiami.
Dopisałam ostatnie nuty i podeszłam do keyboardu.
Noszę twoje brzemię w moim ciężkim sercu
I wiatr jest tak mroźny, jestem odrętwiała
Noszę twoje brzemię nie pozostając dłużna początkowi
Z tysiącem oczu patrzących na mnie
Potknęłam się

Jestem zmęczona, robię się coraz starsza
Staję się słabsza każdego dnia
Noszę twoje brzemię
Noszę twoje brzemię

Połóż się przy mnie w płytkiej wodzie
Przy mnie, gdzie słońce wciąż na nas świeci
Połóż się przy mnie w wydrążonej wodzie
Przy mnie, gdzie promyk nie gaśnie dopóki
Syreny zawołają.

Podążamy ze słońcem w dół, póki nie uderzymy w noc
A ty obejmujesz tak mocno,
Że ciężko oddychać, oh

Jestem zmęczona, robię się coraz starsza
Staję się słabsza każdego dnia
Podążamy ze słońcem w dół
Podążamy ze słońcem w dół

Połóż się przy mnie w płytkiej wodzie
Przy mnie, gdzie słońce wciąż na nas świeci
Połóż się przy mnie w wydrążonej wodzie
Przy mnie, gdzie promyk nie gaśnie dopóki
Syreny zawołają....
Syreny zawołają.

Tak, jestem zmęczona, robię się coraz starsza
Staję się słabsza każdego dnia, tak
Topię się a ty kradniesz każdy mój oddech...
Zabierz mnie daleko i po prostu...

Połóż się przy mnie w płytkiej wodzie
Przy mnie, gdzie słońce wciąż na nas świeci
Połóż się przy mnie w wydrążonej wodzie
Przy mnie, gdzie promyk nie gaśnie dopóki
Syreny zawołają...
Syreny zawołają!


Lekko się uśmiechnęłam zadowolona ze swojej piosenki. Łzy już zniknęły. Postanowiłam się nie zamartwiać Verdasem i skupić się na konkursie. W końcu Castillo potrafi być twarda.
~*~
Obudziłam się w nawet dobrym humorze. Popędziłam do łazienki i uszykowałam się. Ubrałam się o wiele lepiej niż zwykle. Nie zawsze mój strój jest bardzo dopracowany. Chcę dobrze wyglądać na występie. Kurcze… Czuję się trochę jak Ludmi.
- Kat!
- Słucham?
- Idziemy?
- Ok. Nic nie jesz?
- Nie jestem głodna. Zjem później w Studio.
- To idziemy.
Droga jak zwykle nie trwała długo. Weszłam przez wielkie drzwi do ukochanego miejsca i skierowałam się z przyjaciółką do głównej sali, na której odbywał się konkurs. Podeszłam do jednego ze stołów i zapisałam się na listę. Okazało się, że będę występowała piętnasta. To i tak dobrze. Udział bierze około czterdziestu osób.
Zdziwiło mnie, że do tej pory nie przyszedł jeszcze Leon. Wiem, że on nie opuszcza takich okazji.
Wystąpiło już dziesięć osób. Bardzo podobał mi się występ Natalii i Federica. Reszta dziewczyn w sumie też wypadła dobrze.
- Teraz na scenę zapraszamy… Violettę Castillo!
Że już? – zapytałam siebie samą w myślach i weszłam na scenę. Podeszłam do instrumentu i ustawiłam mikrofon, tak aby był przy moich ustach.
Gdy skończyłam śpiewać piosenkę lekko się ukłoniłam i rozpoczęły się brawa. Zeszłam ze sceny i przytuliłam przyjaciółki. Prowadzący ogłosił, co trzeba zrobić, aby na mnie głosować tak jak po każdym uczestniku.
*40 minut później*
- A teraz zapraszam na ogłoszenie wyników!
Wszyscy zebraliśmy się wokół sceny trzymając się za ręce.
- Cztery osoby, które pojadą do Londynu i nagrają piosenkę z Jade Thirlwall to…


---
Witam Was po długiej przerwie :)
Zapisałam pięć stron w wordzie, więc chyba krótki nie jest :D
Niestety w Hiszpanii nie spotkałam żadnych aktorów z Violetty, ale byłam w miejscach, w których kręcili serial. Jeżeli chcecie mogę wstawić post ze zdjęciami ;3
Ja tak na szybko, bo jestem nie wyspana po dłuuuugiej podróży.
Zapraszam jeszcze na mojego drugiego bloga --> Przyjaciele - ciche anioły
Do następnego!
~Aleks :*


niedziela, 6 lipca 2014

100 post! :) [edit]

Uwaga! Ogłoszenia parafialne :D
Mam kilka rzeczy do omówienia, więc może napiszę w punktach.

1. To jest setny post na blogu. Czas tak szybko minął... Pamiętam jak pisałam z Cytrynką pierwszy post c: Dzięki Wam piszę i będę pisała. Jestem Wam bardzo wdzięczna <3

2. 14 rozdziału nie będzie... :( Ja wiem, miał być na dzisiaj, a nawet na wczoraj, tyle, że byłam na weselu w rodzinie, a dzisiaj u koleżanki. Nie miałam czasu. Zapisałam jedną stronę w wordzie. W ogóle nie podoba mi się to, co napisałam :/ Ale spokojnie, rozdział się pojawi...

3. Już w czwartek (10.07) wyjeżdżam do Hiszpanii! *-* Tak strasznie się cieszę :3 Od jutra u mnie w domu będą trwały przygotowania. Pewnie pojadę jeszcze kilka razy na zakupy, a później będę się pakować... Może jak mi się uda rozdział pojawi się w środę, ale nie jestem pewna. Dlatego Was uprzedzam.
Wracam 23 lub 24.07, więc w weekend (26-27) powinien być rozdział!

4. To mój nowy blog :) Nie o Leonettcie. Zapraszam do czytania --> KLIK

Bonus :D
+ Mogę wstawić kilka zdjęć. I jeżeli spotkam jakąś gwiazdę w Barcelonie, postaram się wziąć od niej autograf :p Załóżmy, że będę miała to szczęście.

No dobrze... To wszystko, co chciałam Wam powiedzieć.
Widzimy się za kilka tygodni.
Buziaki!
~Aleks :**




czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział #13



Gdy skończyłam się myć wróciłam do pokoju. Słyszałam jakieś rozmowy i nie myliłam się. Leon rozmawiał z Kathy, którą wypisali dziś ze szpitala.
- Blondi! – krzyknęłam i przytuliłam od tyłu przyjaciółkę.
- Cześć Vils.
- Jak się czujesz?
- Ok, już lepiej.
- Kiedy wróciłaś?
- Dziś po południu, ale nie było Cię w domu… - trochę posmutniała.
- Przepraszam, ale byłam z Leonem.
- Nic nie szkodzi… Pójdę się umyć.
- Dasz radę? – spojrzała na mnie jak na idiotkę – No wiesz masz gips na nodze.
- Spokojnie, nic mi nie będzie – uśmiechnęła się i pokuśtykała do łazienki.
Poprawiłam sobie poduszkę i odgarnęłam kołdrę. Dopiero teraz spostrzegłam, że Leon jest w samych bokserkach. Wtuliłam się w niego jak w pluszowego misia, a on pocałował moje usta. Nasz pocałunek przeradzał się w coraz bardziej namiętny. Po chwili znalazłam się na nim i trzymałam ręce na jego torsie. Szatyn jedną ręką gładził moje plecy, a drugą trzymał mnie w pasie, jakbym zaraz miała mu uciec. Hmm… Poczułam coś wypukłego i twardego pode mną. Szybko domyśliłam się, co to może być. Czyżby Leon był napalony na mnie?
Oderwaliśmy się od siebie, gdy brakło nam powietrza. Uśmiechnęłam się i ponownie wtuliłam w jego rozgrzane ciało. Leon przykrył nas kołdrą, a ja bardzo szybko usnęłam.
~*~
Promienie słoneczne wdarły się do sypialni. Mrugając otworzyłam oczy i przekręciłam się na drugi bok. Zobaczyłam słodko śpiącego Leona. Swój wzrok skierowałam prawo i zobaczyłam, że Kat już nie ma w łóżku. Postanowiłam też wstać. Musnęłam policzek mojego Verdaska i ruszyłam do łazienki. Po drodze zgarnęłam jeszcze ciuchy i szczotkę do włosów. Umyłam zęby, zrobiłam delikatny makijaż i przeczesałam włosy. Lekkie fale ułożyły się na moich ramionach. Ubrałam się oraz przejechałam po ustach szminką baby lips i wyszłam z pomieszczenia. Skierowałam się do kuchni, w której była moja blondi.
- Siemcia. Co tak ładnie pachnie?
- No nareszcie wstałaś – zaśmiała się – Naleśniki.
- A która jest?
- Po dziesiątej.
- Ups… Mogłaś mnie obudzić, pomogłabym ci zrobić śniadanie.
- Już nie przesadzaj. Przecież jestem pełnosprawna.
- Mhm…
- No nogą chyba nie będę robiła naleśników – obie popadłyśmy w śmiech.
- Po prostu się martwię o moją przyjaciółkę – skwitowałam i usiadłam na jednym ze stołków przy kuchennej wysepce.
- I za to Cię uwielbiam – uśmiechnęła się promiennie.
- Poustawiam talerze – odparłam i zrobiłam tak jak powiedziałam – Pójdę po Leona – dodałam i pobiegłam do sypialni.
- Leon! – krzyknęłam mu nad uchem.
- Coooo? – przeciągnął i zakrył się poduszką.
- Wstawaj śpiochu jest w pół do jedenastej! – krzyczałam dalej.
- Ale ja chcę spaaaać – przeciągnął słowo ziewając.
- No Leoś! – krzyknęłam znowu i chyba źle zrobiłam. Chłopak popchnął mnie na drugą stronę łóżka i zaczął mnie łaskotać. Niestety po wielu moich prośbach nadal nie przestawał.
- A będziesz mnie budziła zawsze buziakiem?
- Tak, tak, tak! Tylko przestań – prosiłam.
Nareszcie skończyły się jego tortury i dałam mu soczystego buziaka w usta. Wstałam z łóżka i powiedziałam – Ubierz się.
Dostałam klapsa w tyłek, więc odwróciłam się i lekko popchnęłam chłopaka. Na to on się zaśmiał. Poszłam do kuchni/jadalni i zaczęłam jeść razem z Kat naleśniki. Jednego z nich posmarowałam sobie Nutellą, a drugiego dżemem brzoskwiniowym. Kiedy kończyłam już drugiego naleśnika do pomieszczenia wszedł Leoś. Dosiadł się do nas i zaczął konsumować danie.
Mój BlackBerry, który leżał na stole zaczął wibrować. Wyświetlił się napis: Angie c:
Kliknęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham?
- Cześć Violu, tu Angie. Chciałam, żebyś przyszła na chwilę do Studio. Muszę z Tobą porozmawiać.
- To coś poważnego?
- W pewnym sensie. Proszę Cię nie przedłużajmy tej rozmowy. Czekam na Ciebie w pokoju nauczycielskim – powiedziała i rozłączyła się.
Nie wiedziałam co mam myśleć. Angeles trochę przeraziła mnie tym spotkaniem. No trudno… Będę musiała jednak iść. Muszę dowiedzieć się, o co chodzi.
- Słuchajcie, muszę iść na chwilę do Studio. Angie po mnie dzwoniła.
- Ale wróć szybko – wymruczał mi do ucha mój chłopak.
- Spróbuję – ucałowałam ich w policzki i wyszłam z domu.
Droga minęła mi bardzo szybko. Gdy weszłam do Studio zdziwiło mnie jedno. Dlaczego Fede stoi na korytarzu, skoro dziś jest dzień wolny?
- Hej Fede!
- O, cześć Vils – przytuliliśmy się.
- Po co tu przyszedłeś? – zapytałam ciekawa.
- Angie do mnie dzwoniła i prosiła… - nie dałam mu dokończyć -
- Do mnie też dzwoniła.
- Nie rozumiem.
W tym momencie drzwi od jednej z sal otworzyły się i zza nich wyłoniła się nasza wychowawczyni.
- Zapraszam Was do pokoju nauczycielskiego – otworzyła drzwi od pokoju i wpuściła nas pierwszych – Usiądźcie sobie – powiedziała, a my przytaknęliśmy.
Usiadłam z Federico na granatowej sofie. Nigdy nie byłam w tym pomieszczeniu. Ściany koloru kremowego bardzo dobrze współgrały z brązowymi i granatowymi meblami. Słońce przedzierało się przez rolety i świeciło na kilka kwiatków stojących w białych doniczkach na parapecie. Wszystko to dawało taki spokojny klimat. Po jednej stronie stał wielki stół wypełniony papierami. Naprzeciwko stało mnóstwo regałów i stoliczek z kawą. Sądzę, że należy ona do Angie.
Wychowawczyni usiadła naprzeciwko nas w fotelu i zaczęła swoją wypowiedź.
- Nie wiem jak Wam to wyjaśnić…
- Po prostu powiedz, o co chodzi Angie.
- Ale…
- Angie.
- Jestem waszą ciocią.
- Jak to naszą? – zapytałam zdziwiona. Nie mogło do mnie dotrzeć to, co do nas powiedziała.
- Bo… wy jesteście rodzeństwem.
Spojrzeliśmy na siebie z Federem i znowu zwróciliśmy wzrok na Angie. Jak to możliwe, że ten idiota to mój brat!?
- Już Wam to wyjaśniam. Jestem siostrą Marii. Ona wiedziała, że jest w ciąży z Germanem, ale uważała, że jest za młoda i po urodzeniu oddała Ciebie Fede, dziadkom od strony taty. Rok później Maria znowu zaszła w ciążę i powiedziała o tym Germanowi. Urodziłaś się Violetto, a Twoja mama zmarła kilka lat później… Wtedy Twój tata i Jade… Przepraszam, że Wam nie powiedziałam.
Widziałam w oczach Angie kręcące łzy i wielkie poczucie winy. Cały czas nie może do mnie dotrzeć, że  jesteśmy rodziną. Ale już wiem, dlaczego tak patrzyła się na mnie pierwszego dnia.
Nie czekałam na nic i przytuliłam moją wychowawczynię ciocię.
~*~
- Fede – zaczęłam, gdy wyszliśmy już ze Studio On Beat wraz z Angie – Może poszlibyśmy razem do kina? Wiesz, żeby lepiej się poznać… Angie jak chcesz możesz iść z nami – uśmiechnęłam się lekko.
- Dobrze, to fajny pomysł.
Przez całą drogę rozmyślałam nad tym, jak mój tata mnie okłamał. Myślałam, że mnie kocha, i że jeżeli nawet Jade pojawiła się w naszym życiu będzie tak jak dawniej. Jednak bardzo się myliłam i myślę, że teraz żyje mi się lepiej samej, niż z nim pod tym samym dachem.
Kiedy już byliśmy w centrum miasta pod wielkim kinem wzięliśmy ulotki o nowych filmach. Weszliśmy do środka i podeszliśmy do kasy. Poprosiliśmy o bilety na film „Czarownica”. Nie uważam, że ten film jest dziecinny. Po przeczytaniu opinii w Internecie myślę, że może być jednym z najlepszych.
Kupiliśmy popcorn i colę. Zajęliśmy miejsca na sali. Reklamy trwały już z dziesięć minut. Przez ten czas zjadłam pół pudełka popcornu… No co?
- Nareszcie – powiedział pewien entuzjazmu kolega brat – Zaczyna się.
Pod koniec filmu popłakałam się. Nie rozumiem Fede. Połowę filmu śmiał się z imion wróżek i drzew pilnujących tajemniczej krainy. A może to ja za bardzo wczułam się w film? Ale na pewno już poznałam jego jedną cechę: idiota!
Spojrzałam na Angie, która też uroniła jedną łzę. Wzięłam ją za rękę i mocno ścisnęłam. Cieszę się, że wreszcie mogę mieć kogoś bliskiego przy sobie.
Gdy na ekranie wyświetliły się napisy opuściliśmy salę. Puste opakowania od popcornu i coli wyrzuciliśmy do koszów na śmieci i wyszliśmy z kina.
- To do jutra – powiedziała Angie – Mieszkam zaraz za zakrętem, więc chyba nie pogniewacie się jeżeli Was nie odprowadzę? – dodała.
- Nie, no co ty – przytuliłam moją ciocię. Fede zrobił to samo.
Ruszyliśmy razem śmiejąc się z durnych bilbordów, które widniały na budynkach wieżowców i banków.
Uwielbiam mojego idiotę. Nie wiedziałam, że w tak szybkim czasie (20 minut, droga do domu) można poznać swojego brata, o którym nie wiedziało się osiemnaście lat.
Już przestałam się przejmować faktem, że tata mnie okłamał. Chcę żyć teraźniejszością.
Otworzyłam drzwi od domu i weszłam do przedpokoju, a za mną Fede.
- Wejdziesz?
- Nie, dzięki. Umówiłem się z Ludmiłą.
- Oki. Powiesz jej, żeby do mnie zadzwoniła wieczorem?
- A co, będziecie mnie obgadywać?
- Oj, no powiesz? – zaśmiałam się.
- Powiem. Kocham Cię sis.
- Ja też Cię kocham – powiedziałam i przytuliłam się do niego mocno. Ucałowaliśmy się na pożegnanie. Oczywiście w policzki. Mój brat wyszedł, a ja zamknęłam drzwi. Nie wiedziałam, że całej tej sytuacji przygląda się Leon.
- Violetta co to ma znaczyć?
- Leon to nie jest tak jak myślisz...
- Nie? A jak?
- Fede to mój -
- Kochanek tak? – krzyknął mi prosto w twarz.
- Nie -
- Jesteś taka jak wszystkie! – popchnął mnie na ścianę i wyszedł z mojego domu trzaskając drzwiami.
Uderzyłam mocno głową i kręciło mi się w głowie. Oparłam się o drzwi. Poryczałam się. Wiedziałam, że za moment zasłabnę. To było pewne. Odkąd żyję tak mam i nic z tym nie da się zrobić.
- Viola? – usłyszałam krzyk z góry – Gdzie jesteś…? – gdy Kathy mnie zobaczyła cała zbladła.
- Kat… - zdążyłam tylko wydukać i tak jak zakładałam zobaczyłam ciemność.


---
Hejcia (:
Macie takie smutne zakończenie.
No, coś się musi dziać...
I co, zaskoczeni? :D
Angie ciocią, a Fede bratem Violetty ^.^
Tylko teraz problem z Leonem... Spokojnie jakoś ich pogodzę!
Proszę bez hejtów, że zepsułam Leonettę :<
Pod ostatnim rozdziałem 13 komciów!
Teraz dacie radę 12? :]
Chciałabym to zobaczyć.
P.S
To jest 99 post <3
~Aleks :**
Ach... Kocham ;* Czarownica <33
Szablon by Katrina