środa, 30 lipca 2014

Rozdział #15



- Cztery osoby, które pojadą do Londynu i nagrają piosenkę z Jade Thirlwall to… Ludmiła, Federico, Camila oraz Violetta! Gratulujemy zwycięzcom.
- I przypominamy, że wylatujecie dzisiaj o 21! – dodał Antonio – Miłej podróży.
Na sali zapanował chaos. Wszyscy szukali swoich przyjaciół, aby pogratulować zwycięstwa lub samego udziału. Przepchnęłam się przez kilka osób i dotarłam do Kathy.
- Szkoda, że nie wygrałaś – powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Bez przesady. Cieszę się, że ty pojedziesz do Londynu i nagrasz piosenkę ze swoją idolką – uśmiechnęła się promiennie.
Odwzajemniłam uśmiech – Idę poszukać zwycięzców.
Cała trójka stała pod sceną i rozmawiała. Podeszłam do nich i wymieniłam się swoimi poglądami na temat wyjazdu. Ustaliliśmy z kim będziemy w pokoju. Ponieważ Ludmiła jest z Federico będą razem, a ja z Camilą.
- Wiecie gdzie jest Fran?
- Stoi tam – wskazała palcem blondynka. Zauważyłam skuloną przy ścianie szatynkę.
- Dzięki – podeszłam do przyjaciółki.
- Co jest Fran?
- Nic… - otarła się z łez.
- Nie płacz. Będzie jeszcze dużo szans.
- Tak, ale ty zawsze zwyciężysz!
- Nie praw… -
- Prawda! Życie to jedno wielkie oszustwo – krzyknęła i odeszła.
- Francesca!
- Zostaw ją. Musi ochłonąć – powiedziała Camila.
- Masz rację… Idziemy do Resto?
- A Ludmi i Fede?
- Nie będziemy im przeszkadzać. Chodź – pociągnęłam przyjaciółkę za rękę.
Szłyśmy wąskimi uliczkami parku, aby dotrzeć do naszego ulubionego miejsca odpoczynku – Resto. Ponieważ był środek wiosny, pięknie rozkwitnięte kwiaty dodawały uroku temu wszystkiemu. Małżeństwa spacerujące ze swoimi dziećmi. Seniorzy wraz ze swoimi wnuczkami. A młodzi ludzie biegający ze swoimi psami.
- Violu, a jak tam u Ciebie i Leona?
- Yy… - chciałam jak najbardziej uniknąć tego tematu – Dobrze…
- Violetta nie ściemniaj.
- Masz rację. Jesteś moją przyjaciółką, powinnam Ci powiedzieć.
- No więc?
- Tak w skrócie to… Fede jest moim bratem, Angie ciocią. Leon tego nie wiedział i zobaczył jak żegnałam się z bratem i pomyślał, że go zdradzam. Od tej pory ze sobą nie rozmawiamy.
- Przykro mi – przytuliła mnie – Ja kiedyś też nie wiedziałam o moim bracie. Podobno mieszka teraz w Atlancie – uśmiechnęła się niemrawo.
Po chwili doszłyśmy do baru i zajęłyśmy stolik pod oknem.
- Co bierzesz? – zapytała rudowłosa.
- Cafe latte karmelowe.
- To ja wezmę truskawkowe. Pójdę zamówić.
- Oki.
Skierowałam swój wzrok na szybę. Za nią wszystko tętniło życiem. Pomyśleć, że już niedługo będę w Londynie i prawdopodobnie będę gubiła się w tumie – prychnęłam. Nagle coś przykuło moją uwagę. Ten t-shirt, włosy na żelu… Do baru wszedł Leon. Szybko wzięłam menu do ręki i udawałam, że go nie widzę. Swój wzrok zatopiłam w czarnym druku.
Do stolika podeszła z naszym zamówieniem Torres i usiadła naprzeciwko mnie.
- Co taka zamyślona? – zatopiła swoje usta w gorącym napoju.
- Leon tu jest.
- To dobra okazja, żebyście do siebie wrócili. Pokaż, że Ci zależy – powiedziała pełna entuzjazmu.
- Ale to jemu powinno zależeć.
- A co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła go z jakąś dziewczyną?
- Pewnie dałabym mu w twarz.
- No widzisz. Działaj.
- Cami, ale ja na razie nie chce sobie tym zaprzątać głowy. Dziś wieczorem wylot.
- Ok. Jeżeli tak uważasz.
Chciałam coś powiedzieć, ale wycofałam się i wzięłam łyk kawy.
Poczułam wibracje w kieszeni moich jeansów. Wyciągnęłam telefon i odebrałam połączenie od nieznajomego numeru.
- Słucham?
- Pani Violetta Castillo?
- Tak. O co chodzi?
- Z tej strony James Rodriguez. Dzwonię do pani z banku. Nie wpłaciła pani pieniędzy do ustalonej daty.
- Przepraszam, ale jakich pieniędzy?
- Ma pani długi.
- Ja? Długi?
- Tak. Pani ojciec oddał swoje konto zanim zdarzył się wypadek.
- Jaki wypadek? Nic nie rozumiem.
- Yh.. Proszę, aby pani przyjechała jeszcze dziś na policję. Porozmawiamy.
- D-d-dobrze…
Przymknęłam na chwilę oczy i próbowałam się skupić. A więc tata miał długi? Jak mógł mnie tak oszukać? Nie wierzę. Co ja, osiemnastoletnia dziewczyna mogę zrobić w tym momencie? Ojciec prawdopodobnie nie żyje i wszystkie jego długi spadły na mnie. Do tego nie powiadomiono mnie o tym! Dlaczego zawsze muszę mieć takiego pecha?
- Coś się stało? – zapytała widząc moją minę.
- Przepraszam Camilo, ale muszę pozałatwiać kilka spraw.
- W takim razie do wieczora – cmoknęłyśmy się w policzki i wyszłam z baru. Weszłam do pierwszej lepszej taksówki stojącej na ulicy i po kilku minutach znalazłam się na posterunku policji.
- Dzień dobry – powiedziałam cicho i podeszłam do kobiety za biurkiem – Nazywam się Violetta Casti… -
- A tak. Pan James na panią czeka. Pierwsze drzwi po lewo – wskazała palcem.
- Dziękuję.
Weszłam do pokoju, w którym znajdował się policjant i jak się domyślam facet z banku.
- Witam, proszę usiąść – powiedział wysoki blondyn w garniturze.
- Proszę przejść od razu do rzeczy.
- Pani ojciec zginął tydzień temu w wypadku samochodowym. Wszystkie jego długi zostały przeniesione na panią.
- Ile mam do zapłaty?
- Jeden wynosi – spojrzał w papiery – trzydzieści tysięcy, a drugi pięćdziesiąt osiem.
- Jak mam to spłacić? Mam dopiero osiemnaście lat.
- Zostaje pani do wyboru… praca.
- A jeżeli byłabym bezrobotna?
- To można byłoby zmniejszyć o połowę długi, ale i tak musiałaby pani płacić chociaż pięćset złotych z zasiłku miesięcznie.
- Inaczej może pani wylądować w więzieniu – dodał policjant.
- Rozumiem… A jeżeli poszłabym na studia i do pracy dorywczej?
- Wtedy płaciłaby pani miesięcznie siedemset złotych do banku.
- Dobrze. To ja ustalam taką wersję.
- Mhm. Do końca miesiąca proszę wpłacić tysiąc złotych na konto.
- Oczywiście. Do widzenia.
Gdy wyszłam z posterunku odetchnęłam z ulgą. Udałam się do swojego mieszkania i rozpoczęłam pakowanie.
Szczerze? Tak bardzo nie przejęłam się śmiercią ojca. I tak nigdy go nie obchodziłam… Ale był dla mnie bardzo ważny. Kiedyś…
Bardziej boję się długów. Muszę znowu zacząć nowe życie.
Usiadłam zrezygnowana na walizce i schowałam twarz w dłonie.
- Violetta – do pokoju weszła Kat – Violu? – nic nie odpowiedziałam tylko się do niej przytuliłam. Opowiedziałam jej w skrócie, o tym co się wydarzyło.
- Może nie powinnaś jechać do Londynu?
- Nie Kathy. Muszę pojechać. Mogę dostać propozycję pracy.
- Chcesz zostawić Buenos Aires i… mnie?
- Jeżeli będzie to konieczne. Przepraszam, ale nie chcę skończyć życia za kratami.
- Rozumiem.
~*~
- Violetta – usłyszałam za sobą męski głos – Muszę Ci coś powiedzieć – odwróciłam się w jego stronę.
- Co jest tak ważnego w tym momencie? Muszę iść na odprawę.
- To zajmie chwilkę.
- Mam nadzieję – burknęłam.
- Ja… Zależy mi na Tobie. Byłem zszokowany, kiedy dowiedziałem się, że Fede to Twój brat. A wcześniej… Nie chciałem Cię skrzywdzić, to było pod wpływem emocji.
- Ale skrzywdziłeś! Nie spodziewałam się tego po Tobie, Leon.
- Proszę Cię, daj mi jeszcze jedną szanse. Kocham Cię – po jego policzkach spływały miliardy łez.
A ja co zrobiłam? Jak ta totalna idiotka odeszłam. Stał tam i czekał na ruch z mojej strony.
- Pasażerowie lotu Buenos Aires – Londyn są proszeni do wejścia numer sto piętnaście.
Spojrzałam jeszcze raz w prawą stronę. Nie było już go. Właśnie teraz zrozumiałam, że straciłam kolejną bardzo ważną osobę w moim życiu. A może jeszcze nie?
Puściłam walizki i pobiegłam w tamtą stronę.
- Vils! – usłyszałam krzyk Ludmiły.
Przepychałam się między tłumami ludzi – Przepraszam, przepraszam… Oh, sorki – Nie zważając na nic biegłam przed siebie. Ujrzałam go przy wyjściu.
- Leon, zaczekaj! – wydarłam się na całą hale, aż ludzie się na mnie dziwnie spojrzeli. Zignorowałam to i podbiegłam do Verdasa rzucając mu się w ramiona. Wydukałam ciche przepraszam. Poczułam silne ramiona obejmujące mnie. Tego mi było trzeba.
- Ja też Cię kocham – spojrzałam w jego piękne zielono-brązowe oczy. Przybliżył się do mnie. Chwilę się zawahał i…
- No pocałuj mnie – powiedziałam i poczułam jego miękkie usta na moich. Jak zwykle całował mnie tak namiętnie i zachłannie.
Nagle rozpoczęły się brawa i gwizdy. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy wokoło. Mnóstwo ludzi przyglądało się tej scenie. Trochę się speszyłam i spuściłam głowę, aby ukryć swoje rumieńce.
- Leon. Muszę już iść.
- Jasne. Będę tęsknił.
- Ja też – ostatni raz pocałowałam go i oddaliłam się w stronę wejścia sto piętnaście.
- Violu, gdzie ty byłaś? – zapytał Federico – Musimy już wchodzić, dziewczyny już zajęły miejsca.
- Byłam pożegnać Leona – odparłam uśmiechnięta – A teraz chodźmy. Wyjaśnię Ci wszystko w samolocie – pociągnęłam swoje walizki i ze swoim bratem udałam się na pokład samolotu. 

---
Dobry :)
Tak wiem, wiem... Rozdział powinien być wcześniej, ale nie mogłam się ogarnąć, kiedy wróciłam z wyjazdu. Dzisiaj dopiero napisałam dwie strony :/
Yhh... Jutro lub pojutrze dodam one shot'a +18 o którego prosiło mnie mnóstwo osób na pv.
Nie wiem co jeszcze napisać...
A właśnie. 9 sierpnia wyjeżdżam ZNOWU. Ale możliwe, że zabiorę laptopa i napiszę na zapas rozdziałów :3 Spokojnie Ola pomyślała o wszystkim c:
HASZ TAGI! :D
#Jestem #bogiem. #Mam #dużo #pomysłów #na #rozdziały. #Jej! B)
~Aleks
Iggy ♡

5 komentarzy:

  1. Cudowny !
    O Vilu też wygrała :) Ooo jak słodko goniła go po lotnisku i pogodzili się :D Wszystkim się podobało hehe ;* Biedna musi długi spłacać i jak tam dostanie proce to wyjedzie a co z Leonem? Już czekam na następny boski rozdział <333
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. CUDOWNIE!! <3
    I tak pięknie połączyłaś Leonettę! <3
    Na serio uwielbiam to opowiadanie! :D
    Znajduje się w czołówce moich ulubionych! <3
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział naprawdę !
    Słodka Leonetta <3
    Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały !!!
    Świetnie piszesz !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!! Jak zwykle zresztą. Twoje WSZYSTKIE rozdziały są cudowne, rozdział taki słodki <333
    Aga Verdas
    PS. Zajrzysz?
    http://milosc-ma-dwie-drogi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Katrina