Rozdział dedykuję
Veronice Blanco i Patty Verdas. Dziękuję, że jesteście ♥
- Dziękuję – zwróciłam się do rudowłosej.
- Ale o co chodzi? – zapytała niezrozumiale.
- Dziękuję, bo… dałaś mi do zrozumienia, że warto walczyć o swoją miłość.
- Nie ma za co, Vils. Od tego ma się przyjaciół – uśmiechnęła się.
- Ale – zanim się wypowiedziałam próbowałam poukładać wszystkie słowa w swojej głowie, aby nie zabrzmiało to dziwnie – jesteś inna niż Francesca. Ona powiedziałaby swoje i odeszła wkurzona, ponieważ nie robisz po jej myśli. Nie mówię tego, bo jestem z nią pokłócona, tylko dlatego, że zawsze… chciała mi coś udowodnić. Jest i była bardzo dobrą przyjaciółką, ale ja jej wszystko wybaczałam, a ona mi nie. Zawsze mówiła „Żyj chwilą, a nie przeszłością”. A ja uważam, że Fran powinna uczyć się na swoich błędach, a nie cały czas je popełniać. Gdyby raz zajrzała do swojej przeszłości nie zaszkodziło by jej to…
- Rozumiem Cię doskonale. Ale ona już taka jest i nic nie zrobimy.
- Łączy nas bardzo duża więź. Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Jest dla mnie bardzo ważną osobą. Straciłam już mamę, tatę… Ale nie chcę jej stracić, choć jest jaka jest.
- Pamiętaj, że zawsze masz Leona, mnie, Lu i Naty. Przecież nigdy Cię nie zostawimy.
Nic nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się niemrawo. Przymknęłam powieki i włożyłam białe słuchawki do swoich uszu.
Nie czekałam długo, a już znudziło mi się słuchanie muzyki. Zaczęłam grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu… Sama nawet nie wiem czego. W jeden z przegródek znalazłam mój stary notatnik. Skąd on się tu wziął? Zaczęłam przeglądać swoje wpisy, bazgroły i rysunki z gimnazjum. Przeglądając strony zeszytu, coś wysunęło się z jego tylnych stron. Pociągnęłam za kolorowy rancik i wzięłam ową rzecz w do ręki. Okazało się, że jest to zdjęcie moich przyjaciółek.
- Ale o co chodzi? – zapytała niezrozumiale.
- Dziękuję, bo… dałaś mi do zrozumienia, że warto walczyć o swoją miłość.
- Nie ma za co, Vils. Od tego ma się przyjaciół – uśmiechnęła się.
- Ale – zanim się wypowiedziałam próbowałam poukładać wszystkie słowa w swojej głowie, aby nie zabrzmiało to dziwnie – jesteś inna niż Francesca. Ona powiedziałaby swoje i odeszła wkurzona, ponieważ nie robisz po jej myśli. Nie mówię tego, bo jestem z nią pokłócona, tylko dlatego, że zawsze… chciała mi coś udowodnić. Jest i była bardzo dobrą przyjaciółką, ale ja jej wszystko wybaczałam, a ona mi nie. Zawsze mówiła „Żyj chwilą, a nie przeszłością”. A ja uważam, że Fran powinna uczyć się na swoich błędach, a nie cały czas je popełniać. Gdyby raz zajrzała do swojej przeszłości nie zaszkodziło by jej to…
- Rozumiem Cię doskonale. Ale ona już taka jest i nic nie zrobimy.
- Łączy nas bardzo duża więź. Przyjaźnimy się od dzieciństwa. Jest dla mnie bardzo ważną osobą. Straciłam już mamę, tatę… Ale nie chcę jej stracić, choć jest jaka jest.
- Pamiętaj, że zawsze masz Leona, mnie, Lu i Naty. Przecież nigdy Cię nie zostawimy.
Nic nie odpowiedziałam tylko uśmiechnęłam się niemrawo. Przymknęłam powieki i włożyłam białe słuchawki do swoich uszu.
Nie czekałam długo, a już znudziło mi się słuchanie muzyki. Zaczęłam grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu… Sama nawet nie wiem czego. W jeden z przegródek znalazłam mój stary notatnik. Skąd on się tu wziął? Zaczęłam przeglądać swoje wpisy, bazgroły i rysunki z gimnazjum. Przeglądając strony zeszytu, coś wysunęło się z jego tylnych stron. Pociągnęłam za kolorowy rancik i wzięłam ową rzecz w do ręki. Okazało się, że jest to zdjęcie moich przyjaciółek.
- Cam – szturchnęłam lekko przyjaciółkę, która była
pochłonięta lekturą – Cami.
- Tak?
- Zobacz – pokazałam jej zdjęcie. Ujęła je lekko, aby go nie pogiąć i przyjrzała mu się dokładnie. Odwróciła je i przeczytała na głos – Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moją przyjaciółką – 17 listopada 2010 roku.
- Byłyśmy wtedy szczęśliwe… Bez żadnych problemów, trudności.
- Gimnazjum to jednak najlepszy czas. Poznajesz nowych ludzi, zmieniasz się. Dociera do Ciebie, że do szczęścia potrzebujesz tylko miłości jaką daje Ci twój chłopak lub rodzice.
- A właśnie, czy to jest Lara? – wskazałam palcem na dziewczynę w okularach.
- Tak. Raczej tak.
- Szkoda, że wyjechała do Hiszpanii. Brakuje mi jej.
- Kogo Ci brakuje? – zza mojego fotela wyłoniła się głowa Ferro.
- Lary. Pamiętasz ją? – podałam jej fotografię.
- Ach, tak. Była super przyjaciółką.
- Muszę gdzieś wkleić sobie to zdjęcie – powiedziałam zdecydowanie – Ale… moją wypowiedź przerwał głos pilota.
- Witam państwa. Z powodu pogody będziemy mieli małe opóźnienie. Lot przedłuży się o około dwadzieścia minut. Bardzo przepraszam.
Schowałam zdjęcie do notatnika i włożyłam przedmiot do torebki. Oparłam się o ramię Camili i odpłynęłam.
- Vils, wstawaj. Już lądujemy.
Otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie. Zamrugałam i poprawiłam swoje włosy.
- Już? Tak szybko?
- Spałaś dwie godziny – zaśmiała się rudowłosa.
- Oł.. No chyba, że tak – odparłam jeszcze nierozbudzona. Wyjęłam ze swojej torebki balsam do ust Eos i nawilżyłam nim usta.
- Proszę zapiąć pasy. Lądujemy – usłyszałam polecenie z głośników i od razu je wykonałam. Po chwili znaleźliśmy się już na ziemi i wyszliśmy z samolotu. Odebrałam swoje bagaże tak jak inni. Na kartce miałam zapisany adres hotelu, w którym mamy się zatrzymać na kilka dni. Ustaliliśmy, że pojedziemy dwoma taksówkami. Włożyłam wraz z Camilą bagaże do żółtego pojazdu i zajęłam miejsce z tyłu tak samo jak moja przyjaciółka.
(Rozmowa toczy się po angielsku)
- Gdzie chcą panie jechać?
- 34-36 Clarges Street.
- Dobrze.
Po piętnastu minutach podjechaliśmy pod hotel. Podałam kierowcy odpowiednią sumę i wyszłam z pojazdu. Wyjęłam z bagażnika swoją walizkę i weszłam na chodnik. To samo uczyniła Camila. Poczekałyśmy chwilę, aż zjawi się Ludmiła z Federico. Nie czekałyśmy długo. Udaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry. Jesteśmy z konkursu You-Mix’u.
- Witam – uśmiechnęła się młoda brunetka – Proszę. To klucze do waszych apartamentów. Szóste piętro, pokoje numer sto pięćdziesiąt jeden i sto pięćdziesiąt dwa.
- Dziękujemy.
- Miłego pobytu.
Podeszłam do windy i wcisnęłam guzik. Po chwili drzwi się otworzyły i wpakowaliśmy się do wielkiej windy. Ludmiła wcisnęła przycisk z numerem sześć. W środku grała cicha muzyczka. Wymienialiśmy się tylko uśmiechami. Gdy byliśmy na wyznaczonym piętrze, udaliśmy się do pokojów.
- O boże – powiedziałam cicho, gdy znalazłam się w apartamencie – Tu jest cudownie! – krzyknęłam i przytuliłam się do Camili.
- Mi też się podoba – uśmiechnęła się – Chodź zobaczymy łóżka – pociągnęła mnie za rękę do sypialni. To co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło.
- Łoże małżeńskie – zaśmiałam się.
- Ja śpię po lewej! – krzyknęła i rzuciła się na łóżko.
- Tylko mnie nie zgwałć – dodałam i położyłam się obok Cami.
- Spokojnie. To pozostawię Leonowi – powiedziała, za co dostała ode mnie poduszką – Wariatka! – krzyknęła i mnie też uderzyła poduszką.
- A więc wojna? – zaczęłyśmy się nawalać.
Do pokoju weszła Ludmiła wraz ze swoimi chłopakiem.
- Dziewczyny! – krzyknęła, a my spojrzałyśmy na nią jak małe dzieci, które udają, że nic nie zrobiły – Czemu nawalacie się beze mnie? – uśmiechnęła się i wzięła poduszkę do ręki. Tym razem uwzięłyśmy się na Federico.
Po kilku minutach opadłyśmy zmęczone na podłogę.
- Już mi się podoba – powiedziałam i zdmuchnęłam włos wchodzący mi na nos.
~*~
Obudziłam się przed przyjaciółką Torres. Wstałam i powędrowałam do stoliczka, na którym leżał telefon stacjonarny. Wykręciłam numer do recepcji.
- Dzień dobry. Mogę poprosić o duży zestaw śniadaniowy do pokoju numer sto pięćdziesiąt dwa.
- Oczywiście. Będzie gotowy za około dziesięć minut.
- Dziękuję – odłożyłam słuchawkę i poszłam się ogarnąć. Po chwili byłam ubrana i umalowana. Zaczęłam czesać sobie włosy, ale usłyszałam pukanie do drzwi i cichy głos – Obsługa.
Otworzyłam drzwi i odebrałam tacę od młodego mężczyzny.
- Dzięki – czekał jeszcze na napiwek, ale zamknęłam mu drzwi przed nosem – Pech – powiedziałam sama od siebie.
Postawiłam na stole w salonie tacę i usiadłam na kanapie. Wybrałam jogurt z chrupkami kukurydzianymi i sałatkę warzywną.
- Cześć Vils. Zostawiłaś coś dla mnie? – zaśmiała się Camila wchodząca do pomieszczenia.
- Przecież nie jestem tak wielkim żarłokiem – odparłam – Chyba… - dodałam już ciszej.
Dosiadła się do mnie i zaczęła konsumowanie sałatki owocowej.
- Ale tu mają dobre jedzenie – powiedziała z pełnymi ustami.
- To zwykła sałatka. It’s not special – dodałam z uśmiechem.
---
Zaskoczeni? :D
Rzadko dodaję rozdziały co dzień, ale teraz macie taki bonus ;p
Jutro postaram się wstawić os :)
Następny rozdział może... między 4 a 7 sierpnia.
10 kom = next ;3
Dacie radę!
Ciao :*
~Aleks
- Tak?
- Zobacz – pokazałam jej zdjęcie. Ujęła je lekko, aby go nie pogiąć i przyjrzała mu się dokładnie. Odwróciła je i przeczytała na głos – Nie idź za mną, bo nie umiem prowadzić. Nie idź przede mną, bo mogę za Tobą nie nadążyć. Idź po prostu obok mnie i bądź moją przyjaciółką – 17 listopada 2010 roku.
- Byłyśmy wtedy szczęśliwe… Bez żadnych problemów, trudności.
- Gimnazjum to jednak najlepszy czas. Poznajesz nowych ludzi, zmieniasz się. Dociera do Ciebie, że do szczęścia potrzebujesz tylko miłości jaką daje Ci twój chłopak lub rodzice.
- A właśnie, czy to jest Lara? – wskazałam palcem na dziewczynę w okularach.
- Tak. Raczej tak.
- Szkoda, że wyjechała do Hiszpanii. Brakuje mi jej.
- Kogo Ci brakuje? – zza mojego fotela wyłoniła się głowa Ferro.
- Lary. Pamiętasz ją? – podałam jej fotografię.
- Ach, tak. Była super przyjaciółką.
- Muszę gdzieś wkleić sobie to zdjęcie – powiedziałam zdecydowanie – Ale… moją wypowiedź przerwał głos pilota.
- Witam państwa. Z powodu pogody będziemy mieli małe opóźnienie. Lot przedłuży się o około dwadzieścia minut. Bardzo przepraszam.
Schowałam zdjęcie do notatnika i włożyłam przedmiot do torebki. Oparłam się o ramię Camili i odpłynęłam.
- Vils, wstawaj. Już lądujemy.
Otworzyłam najpierw jedno oko, potem drugie. Zamrugałam i poprawiłam swoje włosy.
- Już? Tak szybko?
- Spałaś dwie godziny – zaśmiała się rudowłosa.
- Oł.. No chyba, że tak – odparłam jeszcze nierozbudzona. Wyjęłam ze swojej torebki balsam do ust Eos i nawilżyłam nim usta.
- Proszę zapiąć pasy. Lądujemy – usłyszałam polecenie z głośników i od razu je wykonałam. Po chwili znaleźliśmy się już na ziemi i wyszliśmy z samolotu. Odebrałam swoje bagaże tak jak inni. Na kartce miałam zapisany adres hotelu, w którym mamy się zatrzymać na kilka dni. Ustaliliśmy, że pojedziemy dwoma taksówkami. Włożyłam wraz z Camilą bagaże do żółtego pojazdu i zajęłam miejsce z tyłu tak samo jak moja przyjaciółka.
(Rozmowa toczy się po angielsku)
- Gdzie chcą panie jechać?
- 34-36 Clarges Street.
- Dobrze.
Po piętnastu minutach podjechaliśmy pod hotel. Podałam kierowcy odpowiednią sumę i wyszłam z pojazdu. Wyjęłam z bagażnika swoją walizkę i weszłam na chodnik. To samo uczyniła Camila. Poczekałyśmy chwilę, aż zjawi się Ludmiła z Federico. Nie czekałyśmy długo. Udaliśmy się do recepcji.
- Dzień dobry. Jesteśmy z konkursu You-Mix’u.
- Witam – uśmiechnęła się młoda brunetka – Proszę. To klucze do waszych apartamentów. Szóste piętro, pokoje numer sto pięćdziesiąt jeden i sto pięćdziesiąt dwa.
- Dziękujemy.
- Miłego pobytu.
Podeszłam do windy i wcisnęłam guzik. Po chwili drzwi się otworzyły i wpakowaliśmy się do wielkiej windy. Ludmiła wcisnęła przycisk z numerem sześć. W środku grała cicha muzyczka. Wymienialiśmy się tylko uśmiechami. Gdy byliśmy na wyznaczonym piętrze, udaliśmy się do pokojów.
- O boże – powiedziałam cicho, gdy znalazłam się w apartamencie – Tu jest cudownie! – krzyknęłam i przytuliłam się do Camili.
- Mi też się podoba – uśmiechnęła się – Chodź zobaczymy łóżka – pociągnęła mnie za rękę do sypialni. To co zobaczyłam trochę mnie zdziwiło.
- Łoże małżeńskie – zaśmiałam się.
- Ja śpię po lewej! – krzyknęła i rzuciła się na łóżko.
- Tylko mnie nie zgwałć – dodałam i położyłam się obok Cami.
- Spokojnie. To pozostawię Leonowi – powiedziała, za co dostała ode mnie poduszką – Wariatka! – krzyknęła i mnie też uderzyła poduszką.
- A więc wojna? – zaczęłyśmy się nawalać.
Do pokoju weszła Ludmiła wraz ze swoimi chłopakiem.
- Dziewczyny! – krzyknęła, a my spojrzałyśmy na nią jak małe dzieci, które udają, że nic nie zrobiły – Czemu nawalacie się beze mnie? – uśmiechnęła się i wzięła poduszkę do ręki. Tym razem uwzięłyśmy się na Federico.
Po kilku minutach opadłyśmy zmęczone na podłogę.
- Już mi się podoba – powiedziałam i zdmuchnęłam włos wchodzący mi na nos.
~*~
Obudziłam się przed przyjaciółką Torres. Wstałam i powędrowałam do stoliczka, na którym leżał telefon stacjonarny. Wykręciłam numer do recepcji.
- Dzień dobry. Mogę poprosić o duży zestaw śniadaniowy do pokoju numer sto pięćdziesiąt dwa.
- Oczywiście. Będzie gotowy za około dziesięć minut.
- Dziękuję – odłożyłam słuchawkę i poszłam się ogarnąć. Po chwili byłam ubrana i umalowana. Zaczęłam czesać sobie włosy, ale usłyszałam pukanie do drzwi i cichy głos – Obsługa.
Otworzyłam drzwi i odebrałam tacę od młodego mężczyzny.
- Dzięki – czekał jeszcze na napiwek, ale zamknęłam mu drzwi przed nosem – Pech – powiedziałam sama od siebie.
Postawiłam na stole w salonie tacę i usiadłam na kanapie. Wybrałam jogurt z chrupkami kukurydzianymi i sałatkę warzywną.
- Cześć Vils. Zostawiłaś coś dla mnie? – zaśmiała się Camila wchodząca do pomieszczenia.
- Przecież nie jestem tak wielkim żarłokiem – odparłam – Chyba… - dodałam już ciszej.
Dosiadła się do mnie i zaczęła konsumowanie sałatki owocowej.
- Ale tu mają dobre jedzenie – powiedziała z pełnymi ustami.
- To zwykła sałatka. It’s not special – dodałam z uśmiechem.
---
Zaskoczeni? :D
Rzadko dodaję rozdziały co dzień, ale teraz macie taki bonus ;p
Jutro postaram się wstawić os :)
Następny rozdział może... między 4 a 7 sierpnia.
10 kom = next ;3
Dacie radę!
Ciao :*
~Aleks